Polska wersja ponizej
Esparanta verzjo estas malsupre
Slovenska verzia je dole
[EN]
Me and Melodia finished our Europa Tour 2007... Finally we visited 15 countries:
Poland, Slovakia, Hungary, Romania, Bulgaria, Greece, Albania, Montenegro, Croatia, Bosnia and Herzegovina, Slovenia, Italy, France, Spain and Germany...
Photogallery is ready and You can see it here:
http://picasaweb.google.com/kamil.dudkowski/EuropaTour2007
[PL]
Zakonczylismy z Melodia nasza Europa Tour 2007... Odwiedzilismy 15 krajow:
Polske, Slowacje, Wegry, Rumunie, Bulgarie, Grecje, Albanie, Czarnogore, Chorwacje, Bosnie i Hercegowine, Slowenie, Wlochy, Francje, Hiszpanie i Niemcy...
Galeria jest gotowa i mozecie ja zobaczyc tutaj:
http://picasaweb.google.com/kamil.dudkowski/EuropaTour2007
[EO]
Mi kaj melodia finigxis nian Europa Tour 2007... Ni vizitis 15 landoj:
Pollando, Slovakio, Hungario, Romanio, Bulgario, Grecio, Albanio, Montonegro, Kroacio, Bosno kaj Hercegovino, Slovenio, Italio, Francio, Hispanio kaj Germanio
Fotogalerio estas preta kaj vi povas vidi gxin cxi tie:
http://picasaweb.google.com/kamil.dudkowski/EuropaTour2007
[SK]
Ja a Melodia sme ukoncili nasu Euroa Tour 2007... Sme uvideli 15 statov:
Pol'sko, Slovensko, Madarsko, Rumansko, Bulgarsko, Grecko, Albansko, Cernohorsko, Hrvatsko, Bosniu a Hercegovinu, Slovinsko, Taliansko, Francouzsko, Spanielsko a Nemecko
Fotogaleria je hotova a mozete ju pozerat' tu:
http://picasaweb.google.com/kamil.dudkowski/EuropaTour2007
2007/09/19
2007/08/18
Kamil in Romania!
Polska wersja ponizej...
Esparanta verzio estas malsupre...
Kamil has started his journey around Balcanas with Melodia. We started from Katowice, PL and after 12 hours of hitch-hiking we passed Romanian border :). We got there using just 2 cars... First straight to Greece (but we left it just after Budapest) and 2nd straight to Zalau in Romania... We visited Cluj Napoca at our Surfing Couches friend Razvan... he and his family were perfect!!! His mother and even grand mother could speak english and also german... We were impressed!!! On the next day we have hitch-hiked whole the Romania to Iasi close to Moldovian border... We could that whole the romanian roads are under constructions... :) We got to Iasi to Melodia's friend from Salamanca, ES... And we stay at hers... We spend beautiful time here... Mihaela showed us whole Iasi (it is historical capital of Romania and Moldova)... Tomorrow we are leaving Iasi and going to Sighisoara and next to Sibiu and Brasov, so we will come back to Transilvania, where Dracula used to live...
Kamil rozpoczal podroz wokol Balkanow z Melodia. Ruszylismy z Katowic, PL i po 12 godzinach autostopu przekroczylismy rumunska granice:). Dotarlismy tu 2 samochodami!!! Pierwszy z Katowic prosto do Grecji (wysiedlismy zaraz za Budapestem) i drugi prosto do Zalau, RO... Odwiedzlismy Kluz Napoke (spalismy u Razvana, znajomego z Surfing Couches).. On i jego rodzina byli fantastyczni!!! Jego mama i nawet babcia mogly rozmawiac po angielsku i niemiecku... Bylismy tym zszokowani!!! Nastepnego dnia zautostopowalismy cala Rumunie az do Iasi do kolezanki Melodii z Salamanki, ES... i teraz zatrzymalismy sie u Niej na kilka dni... Jest tu fantastycznie... Mihaela pokazala nam cale Iasi (historyczna stolica Moldawii i Rumunii)... jutro juz opuszczamy Iasi i jedziemy do Sighisoary, a potem do Sibiu and Braszowa, wiec wrocimy do Transylwanii, gdzie rzadzil Drakula...
Kamil komencis la vojagxo circaux de Balkanaj Montoj. Ni komencis de Katowice, PL kaj malantaux 12 horoj ni traversis limon de Rumanio :). Ni veturis cxi tie en nur 2 auxtomobiloj!!! Unua de Katowice, PL rekte al Grecio (ni forlasis gxin malantaux de Budapeston) kaj dua rekte al Zalau, RO... ni vizitis Klujx Napoka (Ni dormis en domo de Razvan - amiko de Surfing Couches)... li kaj lia familio estis fantastikaj!!! Lia padrino kaj ecx avino povis paroli angle kaj germane!!! Ni estis sxokitaj!!! En sekva tago ni autostopis tuta de Rumanio al Iasi al amikino De Melodia de Salamanka, ES... kaj nun ni estas en sxia domo kelkaj tagoj... Cxi tie estas fantastika... Mihaela montris al ni tutan Iasin (gxi estas historia cxefurbo de Rumanio kaj Moldavio)... morgaux jam forlasos Iasin kaj ni veturos al Sighisoara, skve al Sibiu kaj Brasov, do ni revenos al Transilvanio, kie Drakula logxis...
Esparanta verzio estas malsupre...
Kamil has started his journey around Balcanas with Melodia. We started from Katowice, PL and after 12 hours of hitch-hiking we passed Romanian border :). We got there using just 2 cars... First straight to Greece (but we left it just after Budapest) and 2nd straight to Zalau in Romania... We visited Cluj Napoca at our Surfing Couches friend Razvan... he and his family were perfect!!! His mother and even grand mother could speak english and also german... We were impressed!!! On the next day we have hitch-hiked whole the Romania to Iasi close to Moldovian border... We could that whole the romanian roads are under constructions... :) We got to Iasi to Melodia's friend from Salamanca, ES... And we stay at hers... We spend beautiful time here... Mihaela showed us whole Iasi (it is historical capital of Romania and Moldova)... Tomorrow we are leaving Iasi and going to Sighisoara and next to Sibiu and Brasov, so we will come back to Transilvania, where Dracula used to live...
Kamil rozpoczal podroz wokol Balkanow z Melodia. Ruszylismy z Katowic, PL i po 12 godzinach autostopu przekroczylismy rumunska granice:). Dotarlismy tu 2 samochodami!!! Pierwszy z Katowic prosto do Grecji (wysiedlismy zaraz za Budapestem) i drugi prosto do Zalau, RO... Odwiedzlismy Kluz Napoke (spalismy u Razvana, znajomego z Surfing Couches).. On i jego rodzina byli fantastyczni!!! Jego mama i nawet babcia mogly rozmawiac po angielsku i niemiecku... Bylismy tym zszokowani!!! Nastepnego dnia zautostopowalismy cala Rumunie az do Iasi do kolezanki Melodii z Salamanki, ES... i teraz zatrzymalismy sie u Niej na kilka dni... Jest tu fantastycznie... Mihaela pokazala nam cale Iasi (historyczna stolica Moldawii i Rumunii)... jutro juz opuszczamy Iasi i jedziemy do Sighisoary, a potem do Sibiu and Braszowa, wiec wrocimy do Transylwanii, gdzie rzadzil Drakula...
Kamil komencis la vojagxo circaux de Balkanaj Montoj. Ni komencis de Katowice, PL kaj malantaux 12 horoj ni traversis limon de Rumanio :). Ni veturis cxi tie en nur 2 auxtomobiloj!!! Unua de Katowice, PL rekte al Grecio (ni forlasis gxin malantaux de Budapeston) kaj dua rekte al Zalau, RO... ni vizitis Klujx Napoka (Ni dormis en domo de Razvan - amiko de Surfing Couches)... li kaj lia familio estis fantastikaj!!! Lia padrino kaj ecx avino povis paroli angle kaj germane!!! Ni estis sxokitaj!!! En sekva tago ni autostopis tuta de Rumanio al Iasi al amikino De Melodia de Salamanka, ES... kaj nun ni estas en sxia domo kelkaj tagoj... Cxi tie estas fantastika... Mihaela montris al ni tutan Iasin (gxi estas historia cxefurbo de Rumanio kaj Moldavio)... morgaux jam forlasos Iasin kaj ni veturos al Sighisoara, skve al Sibiu kaj Brasov, do ni revenos al Transilvanio, kie Drakula logxis...
2007/07/21
Welcome to HEL
Esperanta versio estas malsupre
Hi... during last week I was doing nice task... I had to go by train from Kraków to Hel (Hel is a penninsula - beginning or finish of Poland :D)... I had to go that way (750km) five times :) and checking tickets with TTE... :D What was nice, that I was arriving at 7AM and leaving at 9pm so it was Holiday!!! :D Hel is a really long peninsula (35km) and is really thin (100-200m), so from one place You can observe both coasts of the sea... :) Between 2 world wars and during communism in Poland there used to be many army bases so now there are a lot places to visit... In the forest there are many trenches, towers and cannons... and everything is ready to touch :D
Saluton! Dum lasta semajno, Mi faris bonetan taskon... Mi devis veturi de Krakow al Hel (Hel estas la pola duoninsulo - komenco aux fino de Pollando :D). Mi devis veturi gxin vojon kvin fojoj :) kaj kontroli biletoj kun konduktoroj :D Sed la plej boneta ajxo estis alveni al Hel pri 7 horo kaj forvojagxi pri 21 horo :). Do gxi estis ferion!!! Hel estas reale longan duoninsulon (35km) kaj gxi estas reale malgrasa (100-200m), do en unu placo vi povas observi du :). Inter du mondmilitoj kaj dum komunismo en Pollando, cxi tiu estis multe militbazojn, do cxi tie estas multe vizitplacojn... En arbaro estas multe trancxeojn, turojn kaj kanonojn... kaj nun... cxio estas preta por tusxi :D
2007/07/09
Jakie plany?
najnowszy zestaw planów...
Kamil zrezygnował z Wizz... ze względu na papiery... i tak za mało płacili... :DDD
czyli odkurzamy plany sprzed wakacji... jade na wyspe we wrzesniu... w PL jestem jakos do 10 sierpnia... a potem romania i balgarija... melodia namowila mnie i do espanii mamy jechac we wrzesniu, bo cos tam jest w madrycie... jeszcze nie wiem co, ale ja chce, jak co, jechac do barcelony:)... wiec jak zwykle mialem jechac do jednego kraju, a wyjdzie pol Europy... :D...wtedy jak co, to wpadne do pl tylko po rzeczy i sie przebrac i na wyspe, bo musze sie zapisac na mature z ES i DE... i do nowego roku pobede na wyspie... a potem chyba przeprowadzam sie do Espanii... bo na wyspie bedzie zimno, ale w grudniu dobrze placa, bo swieta... a dzis jestem zjebany jak pies, bo wczoraj pojechalem do Tarnowa, laptop sluzbowy mi sie schrzanil, wiec musialem jechac do firmy, wiec w chacie bylem o 1 w nocy... potem wstawalem dzis o 8... mielismy jechac do Chrzanowa, ale przyjechal bus do Limanowej, to pojechalismy tam... znow zeszlo caly dzien... od zarabania ankiet bylo do zrobienia tam i w jakiejs wsi o magicznej nazwie Laskowa :P, ale widzialem zamek w Wisniczu i bazylike w Limanowej... tam wynajecie 2 pokojowego mieszkania kosztuje 250 na miesiac!!! a ja tu place 400 za pokoj!!! i to z kims (znaczy teraz sam, bo sa wakacje), bo pokoj kosztuje w KR 800!!! :D Wymyslilem, ze sie przeprowadzam do Limanowej, ale Ania mowi, ze w Martine ceny sa takie same, a lepsze gory i do tego to Slovenska Republika, moja ulubena... no wiec wymyslilem, ze jeszcze bede mieszkal w Martine :D Dzis wrocilem do chaty o polnocy, a wstaje o 5 rano, bo musze jechac do Slupska stopem, zeby zlozyc papiery o dokumenty. Znow zabawa w ciuciubabke z PL urzedami (policje, areszty, te sprawy :PPP)... a w czwartek jade na Hel kotrolowac pociagi z Helu do Krakowa i z powrotem :) i za to tez mi placa... wiec do KR wracam sluzbowym... pociagiem... :D hehe normalnie jajca, jak sie w tym kraju pozmienialo?!?!
Duduś
Kamil zrezygnował z Wizz... ze względu na papiery... i tak za mało płacili... :DDD
czyli odkurzamy plany sprzed wakacji... jade na wyspe we wrzesniu... w PL jestem jakos do 10 sierpnia... a potem romania i balgarija... melodia namowila mnie i do espanii mamy jechac we wrzesniu, bo cos tam jest w madrycie... jeszcze nie wiem co, ale ja chce, jak co, jechac do barcelony:)... wiec jak zwykle mialem jechac do jednego kraju, a wyjdzie pol Europy... :D...wtedy jak co, to wpadne do pl tylko po rzeczy i sie przebrac i na wyspe, bo musze sie zapisac na mature z ES i DE... i do nowego roku pobede na wyspie... a potem chyba przeprowadzam sie do Espanii... bo na wyspie bedzie zimno, ale w grudniu dobrze placa, bo swieta... a dzis jestem zjebany jak pies, bo wczoraj pojechalem do Tarnowa, laptop sluzbowy mi sie schrzanil, wiec musialem jechac do firmy, wiec w chacie bylem o 1 w nocy... potem wstawalem dzis o 8... mielismy jechac do Chrzanowa, ale przyjechal bus do Limanowej, to pojechalismy tam... znow zeszlo caly dzien... od zarabania ankiet bylo do zrobienia tam i w jakiejs wsi o magicznej nazwie Laskowa :P, ale widzialem zamek w Wisniczu i bazylike w Limanowej... tam wynajecie 2 pokojowego mieszkania kosztuje 250 na miesiac!!! a ja tu place 400 za pokoj!!! i to z kims (znaczy teraz sam, bo sa wakacje), bo pokoj kosztuje w KR 800!!! :D Wymyslilem, ze sie przeprowadzam do Limanowej, ale Ania mowi, ze w Martine ceny sa takie same, a lepsze gory i do tego to Slovenska Republika, moja ulubena... no wiec wymyslilem, ze jeszcze bede mieszkal w Martine :D Dzis wrocilem do chaty o polnocy, a wstaje o 5 rano, bo musze jechac do Slupska stopem, zeby zlozyc papiery o dokumenty. Znow zabawa w ciuciubabke z PL urzedami (policje, areszty, te sprawy :PPP)... a w czwartek jade na Hel kotrolowac pociagi z Helu do Krakowa i z powrotem :) i za to tez mi placa... wiec do KR wracam sluzbowym... pociagiem... :D hehe normalnie jajca, jak sie w tym kraju pozmienialo?!?!
Duduś
2007/07/04
co tam u Kamila...
TO JEST KOPIA MAILA JAKA WYSLALEM DO JEDNEJ KOLEZANKI...PRZECZYTAJCIE, BO OBRAZUJE TO MOJA SYTUACJE W TYM MOMENCIE...do kwadratow z gorska: cala informacja zostaje miedzy nami, zadnaciocia czy wujek, maja o tym nie wiedziec... :D
http://www.youtube.com/watch?v=LzQs1HIkKNk
to puscie w tle... i czytajcie z muzyka... lepiej oddaje obrazsytuacji i lepiej sie czyta... buziaki :D
no i teraz ten mail: (juz muzyka w tle?)
pozdro
pytasz co u mnie? a nic specjalnego...
z nowosci:Kamil mieszka w Krakowie...ale niedlugo15 jedzie do Rumunii24 ma szkolenie w Budapestie... bo dostal robote w Wizz27 wraca do pl na tydzien na wakcje5 sierpnia przeprowadza sie na slask, kolo pyrzowic, o bedzie latalstamtad samolotami :D i mu beda za to placic :DDDw polowie wrzesnia odbiera wegierska licencje... :)ale oprocz tego...w sobote tydzien temu zgubil paszport...zeby wyrobic nowy potrzebuje dowodu ktorego nie mazeby wyrobic dowod potrzebuje zameldowania w PL ktorego rowniez nie manie moze sie zameldowac bo pojdzie do wojska...zeby sie zameldowac lub wyrobic dowod bez zameldowania potrzebujepotwierdzic obywatelstwo w wawie... na co czeka sie miesiac... ale tonie wszystko... musi jeszcze udowodnic, ze sie urodzil!!! jakby tegonie bylo widac golym okiem... i po to musi jechac do slawna miedzyslupskiem a koszalinem, by dostal na to papier... panie w urzedziepowiedzialy, ze mu nie zazdroszcza i ze w najleszym wypadku jakisdowod tozszamosci dostane za 2 mies, a paszport za 5... pomjajckoszty, gdzie sam paszport kosztuje 420pln... to jakas paranoja...ale juz wymyslil ze bedzie jezdzil na dowodzie jaremy (bo sa podobni :D)i dowie sie jak to jest ze slowackim czy wegierskim obywatelstwem, boz tego co wie, to slowacy nie robia problemow jak ktos chce zostacSlowakiem... wegrzy to co innego... ale moze bedzie szybciej :D...jest jeszcze jedna opcja... podczas pobytu w budapeszcie zglosi sie doambasady polskiej i powie ze tam zgubil paszport... moze dostaniejakis tymczasowy... ale jakby tego bylo malo... w piatek rano pekao sazezarlo kamilowi jedyna karte bakomatowa... i nowa do odebrania jest wbirmingham kurwa jego pierdolona mac... jak zawsze wszystko na raz...wiec kamil nie dostepu do swoich pieniedzy... bo nie moze po niepojechac, bo nie ma paszportu ani wlasciwie to juz nie ma niczego...:D nawet nikt mu nie wierzy, ze sie urodzil...okazalo sie, ze karte zablokowano na wniosek HSBC (czyli jego banku), bo...UWAGA!!!! WERBLE!!! stracono z Kamilem kontakt!!! i to akurat w tymczasie, kiedy Kamil prowadzi przez Internet rownolegle 3 sprawy zbankiem przez Internet... wiec wysylaja do siebie 3-5 mailitygodniowo!!! oczywiscie chodzilo o kontakt osobisty... ale ludzie wbanku wiedzieli,ze kamil opuszcza UK na rok, bo im to mowilwielokrotnie... do tego do kazdego maila dolaczal swoj polski numertelefonu!!!! wiec mozna bylo do niego zadzwonic!!! ale po co... naszczescie Kamil skontaktowal sie z HSBC na ICH koszt... rozmowa trwalajakies 90 minut, po taryfie miedzynarodowej... zobowiazali sie dowysylania mu pieniedzy na ich koszt przez western union, ale kamil itak ich nie moze odebrac, bo NIE MA PASZPORTU!!! faktem jest, ze hsbcstanelo na glowie... znalezli jedyny oddzial hsbc w PL w Wawie ipowiedzili, ze oni mu wydadza czesc pieniedzy na ryzyko HSBC, bezdokumentow... tylko na deklaracje... i sprawdza podpisy... milo z ichstrony, ze to wymyslili... bo Kamil nie slyszal nigdy o takiej opcji iwymyslili ja po 90 minutach wymyslania innych niemozliwych dowykonania, bo Kamil czegos nie ma...a co do Kamila...na wegry i tak pojedzie, bo nie zrezygnuje z pracy tylko ze wzgledu na to,ze sie urodzil w popierdolonym kraju... najwyzej przejdzie przezgory... a ze praktycznie z oficjalnego punktu widzenia Kamil nieistnieje... to mozna mu naskoczyc... nie mozna mu wystawic mandatu aniniczego... co najwyzej mozna go zatrzymac do wyjasnienia do 48H... apotem wypuscic, a ze nie ma pieniedzy... (pekao sa pozbawilo gojedynej karty, a cala kase ma w UK) to ze wzgledu prawnego jestniemozliwoscia ukaranie go grzywna... bo mandatu nie mozna wystawicosobie bez dokumentow, a wtedy ta osoba musi zaplacic od razu...(Kamil nie ma karty) to jedyna procedura... :D bauhahahah a na granicywpasc nie moze, bo jak ktos mu odwodni, ze to nie jegodowod??? co najwyzej mozna sprawdzic czy nie jest kradziony... towszystko... z reszta jarema nigdy nie mial problemow z dokumentamiinnych... no i problemy skoncza sie max 31 grudnia... bo wtedywchodzimy do schengen i beda mogli mu naskoczyc... co najwyzej doanglii nie pojedzie (jest poza schengen)... :D wiec nawet jak gowsadza to 31 grudnia musza go wypuscic... :D bo tak dziala prawo...jak kogos wsadza za pobicie i w pewnym momencie bicie staje sielegalne to delikwenta sie wypuszcza... :D a od 1 stycznia mozna bedziejezdzic bez SWOJEGO dokumentu przez te granice...
myslisz, ze glupie? a Kamil nie ma wyboru i musi sie pchac teraz w cosco nie jest legalne... bo tak... bo nie ma legalnej opcji... czy tojest normalne???
Popierdolona Rzeczpospospolita...
i niech znow mnie ktos zapyta czy jestem patriota...
to tylu u mnie...
a co u Ciebie? :DDD
pozdro
http://www.youtube.com/watch?v=LzQs1HIkKNk
to puscie w tle... i czytajcie z muzyka... lepiej oddaje obrazsytuacji i lepiej sie czyta... buziaki :D
no i teraz ten mail: (juz muzyka w tle?)
pozdro
pytasz co u mnie? a nic specjalnego...
z nowosci:Kamil mieszka w Krakowie...ale niedlugo15 jedzie do Rumunii24 ma szkolenie w Budapestie... bo dostal robote w Wizz27 wraca do pl na tydzien na wakcje5 sierpnia przeprowadza sie na slask, kolo pyrzowic, o bedzie latalstamtad samolotami :D i mu beda za to placic :DDDw polowie wrzesnia odbiera wegierska licencje... :)ale oprocz tego...w sobote tydzien temu zgubil paszport...zeby wyrobic nowy potrzebuje dowodu ktorego nie mazeby wyrobic dowod potrzebuje zameldowania w PL ktorego rowniez nie manie moze sie zameldowac bo pojdzie do wojska...zeby sie zameldowac lub wyrobic dowod bez zameldowania potrzebujepotwierdzic obywatelstwo w wawie... na co czeka sie miesiac... ale tonie wszystko... musi jeszcze udowodnic, ze sie urodzil!!! jakby tegonie bylo widac golym okiem... i po to musi jechac do slawna miedzyslupskiem a koszalinem, by dostal na to papier... panie w urzedziepowiedzialy, ze mu nie zazdroszcza i ze w najleszym wypadku jakisdowod tozszamosci dostane za 2 mies, a paszport za 5... pomjajckoszty, gdzie sam paszport kosztuje 420pln... to jakas paranoja...ale juz wymyslil ze bedzie jezdzil na dowodzie jaremy (bo sa podobni :D)i dowie sie jak to jest ze slowackim czy wegierskim obywatelstwem, boz tego co wie, to slowacy nie robia problemow jak ktos chce zostacSlowakiem... wegrzy to co innego... ale moze bedzie szybciej :D...jest jeszcze jedna opcja... podczas pobytu w budapeszcie zglosi sie doambasady polskiej i powie ze tam zgubil paszport... moze dostaniejakis tymczasowy... ale jakby tego bylo malo... w piatek rano pekao sazezarlo kamilowi jedyna karte bakomatowa... i nowa do odebrania jest wbirmingham kurwa jego pierdolona mac... jak zawsze wszystko na raz...wiec kamil nie dostepu do swoich pieniedzy... bo nie moze po niepojechac, bo nie ma paszportu ani wlasciwie to juz nie ma niczego...:D nawet nikt mu nie wierzy, ze sie urodzil...okazalo sie, ze karte zablokowano na wniosek HSBC (czyli jego banku), bo...UWAGA!!!! WERBLE!!! stracono z Kamilem kontakt!!! i to akurat w tymczasie, kiedy Kamil prowadzi przez Internet rownolegle 3 sprawy zbankiem przez Internet... wiec wysylaja do siebie 3-5 mailitygodniowo!!! oczywiscie chodzilo o kontakt osobisty... ale ludzie wbanku wiedzieli,ze kamil opuszcza UK na rok, bo im to mowilwielokrotnie... do tego do kazdego maila dolaczal swoj polski numertelefonu!!!! wiec mozna bylo do niego zadzwonic!!! ale po co... naszczescie Kamil skontaktowal sie z HSBC na ICH koszt... rozmowa trwalajakies 90 minut, po taryfie miedzynarodowej... zobowiazali sie dowysylania mu pieniedzy na ich koszt przez western union, ale kamil itak ich nie moze odebrac, bo NIE MA PASZPORTU!!! faktem jest, ze hsbcstanelo na glowie... znalezli jedyny oddzial hsbc w PL w Wawie ipowiedzili, ze oni mu wydadza czesc pieniedzy na ryzyko HSBC, bezdokumentow... tylko na deklaracje... i sprawdza podpisy... milo z ichstrony, ze to wymyslili... bo Kamil nie slyszal nigdy o takiej opcji iwymyslili ja po 90 minutach wymyslania innych niemozliwych dowykonania, bo Kamil czegos nie ma...a co do Kamila...na wegry i tak pojedzie, bo nie zrezygnuje z pracy tylko ze wzgledu na to,ze sie urodzil w popierdolonym kraju... najwyzej przejdzie przezgory... a ze praktycznie z oficjalnego punktu widzenia Kamil nieistnieje... to mozna mu naskoczyc... nie mozna mu wystawic mandatu aniniczego... co najwyzej mozna go zatrzymac do wyjasnienia do 48H... apotem wypuscic, a ze nie ma pieniedzy... (pekao sa pozbawilo gojedynej karty, a cala kase ma w UK) to ze wzgledu prawnego jestniemozliwoscia ukaranie go grzywna... bo mandatu nie mozna wystawicosobie bez dokumentow, a wtedy ta osoba musi zaplacic od razu...(Kamil nie ma karty) to jedyna procedura... :D bauhahahah a na granicywpasc nie moze, bo jak ktos mu odwodni, ze to nie jegodowod??? co najwyzej mozna sprawdzic czy nie jest kradziony... towszystko... z reszta jarema nigdy nie mial problemow z dokumentamiinnych... no i problemy skoncza sie max 31 grudnia... bo wtedywchodzimy do schengen i beda mogli mu naskoczyc... co najwyzej doanglii nie pojedzie (jest poza schengen)... :D wiec nawet jak gowsadza to 31 grudnia musza go wypuscic... :D bo tak dziala prawo...jak kogos wsadza za pobicie i w pewnym momencie bicie staje sielegalne to delikwenta sie wypuszcza... :D a od 1 stycznia mozna bedziejezdzic bez SWOJEGO dokumentu przez te granice...
myslisz, ze glupie? a Kamil nie ma wyboru i musi sie pchac teraz w cosco nie jest legalne... bo tak... bo nie ma legalnej opcji... czy tojest normalne???
Popierdolona Rzeczpospospolita...
i niech znow mnie ktos zapyta czy jestem patriota...
to tylu u mnie...
a co u Ciebie? :DDD
pozdro
2007/06/23
Kamil is gonna fly/Kamil będzie latał!
.jpg)
so...
Kamil has found new job as a steward for hungarian airlines - WizzAir!!! Yupi
Firstly I'm going to Budapest, next to Katowice and Vienna for scholarships... after scholarships I'm gonna receive Hungarian Licence!!! and after that see You on board!!!
but before that I'm going with Melodia to Romania and Bulgaria... through Slovakia and Hungary... so if You want to read about it... Come back to my blog! We're gonna start circa 15 of July 2007 :)
wiec...
Kamil znalazł nową robotę jako steward dla węgierskiego WizzAir!!! Yupi!!!
Najpierw jadę do Budapestu, a potem do Katowic i Wiednia na szkolenia... po szkoleniach dostanę węgierską licencje!!! więc do zobaczenia na pokładzie!!!
ale przed tym jadę z Melodią do Rumunii i Bułgarii... przez Słowację i Węgry... więc jak chcecie o tym poczytać... Zapraszam na blog... Zaczyanamy koło 15 lipca 2007 :)
Kamil has come back to EU/Kamil wrocil do Europy!
So...
There has gone a lot of time since I have written anything over here... :)
So I have come back to EU... Through Delhi... where was 39 degrees at 11 PM!!! During the night!!! In April!!! I left whole my luggage in UK and I came to Poland for 2 weeks for visiting my friends and Family... but...
I came to Kraków just for 1 evening... and I stayed until now! I found nice job as a Mystery shopper/diner or pollster... I earn good money and I can travel so I live in PL now :DDD I wouldn't believe if somebody told me that 1 month ago...
but it is gonna change again... soon...
Więc...
Minęło sporo czasu odkąd ostatnio coś pisałem... :)
Wróciłem do Europy przez Delhi, gdzie o 23:00 bylo 39 stopni w cieniu!!! w Kwietniu!!! Cały swój bagaż zostawiłem w UK i przyjechałem do PL zobaczyć się ze wszystkimi... ale...
Przyjechałem do Krakowa tylko na 1 wieczór, a zostałem do teraz! Znalazłem fajną robotę jak Tajemniczy klient i ankieter... dobra z tego kasa i jeszcze mogę podróżować... więc przeprowadziłem się do Polski :DDD nigdy bym nie przypuszczał, ze tak może się stać...
ale to i tak się zmieni... niedługo...
2007/04/16
I'm gonna stay in Kathmandu/Zostaje w Kathmandu
Tonight I decided, that I don't wanna waste 1 week time to get to Goa, I prefer to stay in Kathmandu one week longer and learn Chinese... :P that's my new love... hehe... :P
Dzis w nocy wymyslilem, ze nie chce mi sie jechac tydzien do Goa... Wole zostac w Kathmandu tydzien dluzej i uczyc sie chinskiego... :P To moja nowa milosc... hehe... :P
Dzis w nocy wymyslilem, ze nie chce mi sie jechac tydzien do Goa... Wole zostac w Kathmandu tydzien dluzej i uczyc sie chinskiego... :P To moja nowa milosc... hehe... :P
Letter/List: 15; Day/Dzien: 196; KM: 26200; NP - WAAAAAAAAAA
Quick note: If You are not interested in Bungee... You can stop
reading now, cause this post is just bungee about :P...
Wskazowka: Jesli nie jestes zainteresowany skokami na bungee... mozesz
juz skonczyc czytanie, ten mail jest tylko o bungee... :P
OK... po wszystkim :)... nie wiem od czego zaczac... :D
OK... mission accomplished :)... but I don't know, where to start... :P
moze od opisu?...
hmmm... maybe description?...
hmmm... jestescie przesadni? myslicie, ze nie? jak sprawdzic czy
piatek trzynastego jest szczesliwy czy pechowy? Proponuje taki test:
Wyobrazcie sobie... Most rozwieszony nad przepascia o glebokosci 166m
(55 pieter)... w dole plynie Bhote Khosi... jedna z najbardziej
dzikich rzek Nepalu... Do mostu przyczepiona jest trampolinka... :P
niby podlaczaja Ciebie do grubej liny... no ale nie bezposrednio...
widzisz, ze ta lina podlaczona jest do Ciebie zwyczajnym
karabinczykiem (metalowe kolko o grubosci metalu ok. 1cm :P)... i
uswiadamiasz sobie, ze teraz Twoje zycie zalezy od tego, czy
karabinczyk... wytrzyma Twoje 78kilo+predkosc, czy moze jednak nie?
Jedyne o czym myslisz... po co ja wczoraj tyle jadlem, czy nie moglem
sobie darowac tej kolacji??? podchodzisz do krawedzi... z jednej
strony udajesz kozaka... no bo ludzie patrza... no ale w srodku... juz
nie jestes taki bohater... :D glupi usmiech na twarz... :)... z tylu
instruktor mowi: "Ja teraz policze do 3... a Ty tylko skocz..." - No
tak... lepiej bym tego nie ujal... Tylko skoczyc... :) dziecinada...
Slyszysz... Raz, Dwa, Trzyyyy... Myslisz: "Dlaczego w ten sposob???" i
decyzja nalezy do Ciebie...
hmmm... are you superstitional? do you think: NOT? how to check, if Friday - 13th is lucky or unlucky? I suggest this kind of test:
Imagine: Bridge above 166m ravine (55 floors)... there is Bhote Khosi flowing on the bottom... Bhote Khosi is one of the wildest Nepali rivers... There is little trampoline connected to the bridge... :P... You know that you are connected to thick rope... but not directly... :P You see that rope is connected to You by little metallic circle (english name doesn't known :P) and you know that right now, your life depends just on that little circle... is it strong enough to take your 78kg + speedness, or not? Just one thing, what you are thinking about is: why did I eat dinner yesterday??? You come to the edge... You want to show that you are brave, cause people look at you, but inside you are not a hero anymore... :D there is stupid smile on your face... :) You hear from the back: "now i'm gonna count to 3, and You just jump" - yes of course... Just jump... :) cake and peas... You hear... One, Twoooo, Threeeeee.... You think: "Why like this???" and now it's just up to you...
No wiec jestescie przesadni? Wystarczyloby odwagi???
Jesli ktos nie wie, ile to jest 55 pieter to:
dla ludzi ze Slupska: wieza kosciola mariackiego razy 3;
dla ludzi z B'ham: hotel Radisson + jeszcze 15 pieter :P
dla ludzi z Warszawy: mniej wiecej restauracja w Mariocie na 44
pietrze (bo tam maja wyzsze pietra :P)
w Paryzu: Restauracja na La Tour Montparnasse jest na 56 pietrze... :P
So... Are You superstitional? Are you brave enough???
If one doesn't know, how high it is 55 floors, so:
For people from Birmingham: hotel Radisson + 15 floors :P
for people from Warsaw: more less restaurant in hotel Mariott on 44th floor (there are a bit more higher floors)
in Paris: La Tour Montparnasse Restaurant is on 56th floor... :P
jak bedziecie w razie odwiedzac te miejsca, proponuje podejsc do
okna... wyobrazic sobie trampolinke za oknem... i... no wlasnie :D
when You visit those places, I suggest to come to any window... imagine little trampoline behind that window... and... indeed... :P
Bungee, na ktorej skakalismy... jest baaaaardzo elastyczna... ma
dlugosc 30 metrow... i rozciaga sie 4-5 krotnie w zaleznosci od masy
ciala... czyli do 120-150 metrow (40-50 pieter :D)... predkosc rosnie
baaaaardzo szybko podczas lotu... ponoc do 150km/h... no niby w
samochodzie szybciej... ale tu jestes na zewnatrz, wiec te predkosc
sie ODCZUWA!!! kiedy bungee sie napreza... czujesz mocny ucisk na
nogach... zeby sie teraz BUT NIE ZSUNAL!!!... jeszcze sekunda... teraz
bedziesz hamowac :P... kiedy dolecisz na sam dol (30m od rzeki :P)...
bungee jest maksymalnie naprezona... i nastepuje wystrzal 90m w
gore... (120m razem)... i pozniej juz jest zwykle odbijanie...
oczywiscie caly czas jestes glowa w dol... zanim Cie sciagna na dol,
mija troche czasu... myslisz tylko, ze mogliby sie pospieszyc, bo robi
Ci sie niedobrze :P... na dole Cie odczepiaja... jestes wolny...
mozesz teraz wdrapac sie na gore... ;D (wiedzialem, ze ten trekking w
Himalaje do czegos sie przyda :P)... oczywiscie skoki z dolu wygladaja
bardziej niesamowicie... z gory nie widac jak wysoko bungee Cie
wybija...
Bungee, which we jumped on... is reaaaaaaly flexible... it is 30m long and increases length 4-5 times depends on the jumper weight... so 120-150 meters (40-50 floors)... speedness increases reaaaaaly fast... probably up to 150km/h... of course in car is faster, but now you are outside! so you "feel" the speedness!!! when bungee gets maximum length one feels strong pressure on one's legs... and now better don't loose your shoes... :) one second... now you start to brake... when one gets to the very bottom (30m from the river)... bungee is maximum stretched... and one is catapulted 90m up... (120m altogether)... and next, one is jumping like a ping pong ball, just up and down... obviously one is upside-down all the time... it takes a bit of time, until they get one to the ground... one thinks that they could do that a bit faster, cause one's getting sick... :D on the bottom, few seconds of disconnection... and one is free... :P now jumper can go 55 floors upstairs...:P (I knew that trekking to Himalayas was needed :P)... obviously jumps from the bottom look much more weird... from the top, that's impossible to see how high bungee catapults person up...
pozniej jeszcze wykonalem skok slizgowy (ang. swing)? tylko co to jest? a no
wiec... 130 metrow od mostu... na tej samej wysokosci przewieszona
jest lina w poprzek wawozu... no i chodzi o to, ze nie jestes
podlaczony do mostu, z ktorego skaczesz... a do tej liny... no
wlasnie... taka 55pietrowa hustawka... :P podchodzisz do krawedzi...
slyszysz: "raz... dwa... trzyyyy" i "tylko skaczesz"... i spadasz
jakies 30m (10 pieter) pionowo w dol, az lina sie nie naprezy... a
pozniej robisz 250m luk z predkoscia 150km/h przelatujac 20 metrow nad
dnem wawozu... cos nie do opisania... nie wiem co lepsze... :D ciesze
sie, ze udalo mi sie zrobic oba skoki... bo na pewno bym zalowal :D
After that I made also swing jump... but what's that? :D so... 130m from the bridge... on the same level, there is another rope... and now... one is not connected to the bridge, where one jumps, but to that rope... yes... exactly... that's why it is called swing (but 55 floors high :P)... one comes to the edge... hears : "One, Twooo, Threeee" and "just jumps"... and one falls about 30m (10 floors) vertically down... until rope gets streched... and next one flies on 250m arc 150km/h... flying just 20m above the river... it is impossible to describe... i don't know which kind of jump is better :P I am really happy that i did both jumpes at once... cause I would regret...
Co moge jeszcze dodac... stres przed matura to pikus... :P z reszta
wszystko to pikus... (bylo 25 skoczkow - 4 toalety - wszystkie pelne
ludzi :D)... Po skoku do nocy, jedyne co moj mozg byl w stanie
przetwarzac to: skoki... nie bylem w stanie myslec o niczym innym...
probowalem cos czytac, robic cos innego... nie dalo sie... obrazy
wracaly... ;D Kiedy tylko zaczynam myslec o skokach, momentalnie mi
sie dlonie i stopy poca... :)... a Izraelici to samobojcy... wiecej niz polowa osob z
ekipy byla z Izraela... (nie byla to jedna grupa, a kilka :P)...
what can I add... stress before graduation that's nothing... :P everything that's nothing... (25 jumpers - 4 toilets - all full :P)... Up to night, my brain could think only about bungee... I couldn't think about anything else... i was trying to read, do anything else... impossible... images were coming back to my head... :D... When I think about jumps... my hands and feet get sweated :P and I think that Israelis are suicides... more than half of the group was from Israel...
Kiedy wrocilismy do Kathmandu... w miescie jedna wielka impreza...
zgadnijcie co... skakalem w Sylwestra 2063 roku nepalskiego!!! A dzis
jest pierwszy dzien 2064 roku :P... Oczywiscie wszystkie kafeje byly
zamkniete, wiec nie moglem nic napisac (moze i dobrze, bo wczoraj
bylem bardzo mocno naladowany emocjonalnie :DDD)... ale wyblagalem
chlopakow z mojej kafeji (mieszkaja tuz nad nia...) by mi otworzyli na
2 minutki, zeby napisac, ze wszystko OK...
When we got to Kathmandu... there was one big party in the town... try to guess why... we were jumping on: the Nepali New Year's Eve!!! and today is first day of the 2064 year!!! Obviously all the Cybercafes were closed, so I couldn't write anything (i think that's good, cause I was too emotional yesterday :DDD)... but I begged guys from my cafe to open it for 2 mins to write that i'm OK (they live just above :P)...
Oczywiscie oba skoki mam nagrane na DVD... Film widzialem, na szczescie nie widac jaki bylem "mientki" (chyba) :P oczywiscie wszystko bedzie dostepne dla zainteresowanych, jak dotre do Europy...
Both of my jumps are recorded on DVD... I saw the movie, it's not bad... (I hope :P)... everything will be available for people when I reach EU...
pozdrawiam... sami spadajcie!!!
C'Yaa!!!
reading now, cause this post is just bungee about :P...
Wskazowka: Jesli nie jestes zainteresowany skokami na bungee... mozesz
juz skonczyc czytanie, ten mail jest tylko o bungee... :P
OK... po wszystkim :)... nie wiem od czego zaczac... :D
OK... mission accomplished :)... but I don't know, where to start... :P
moze od opisu?...
hmmm... maybe description?...
hmmm... jestescie przesadni? myslicie, ze nie? jak sprawdzic czy
piatek trzynastego jest szczesliwy czy pechowy? Proponuje taki test:
Wyobrazcie sobie... Most rozwieszony nad przepascia o glebokosci 166m
(55 pieter)... w dole plynie Bhote Khosi... jedna z najbardziej
dzikich rzek Nepalu... Do mostu przyczepiona jest trampolinka... :P
niby podlaczaja Ciebie do grubej liny... no ale nie bezposrednio...
widzisz, ze ta lina podlaczona jest do Ciebie zwyczajnym
karabinczykiem (metalowe kolko o grubosci metalu ok. 1cm :P)... i
uswiadamiasz sobie, ze teraz Twoje zycie zalezy od tego, czy
karabinczyk... wytrzyma Twoje 78kilo+predkosc, czy moze jednak nie?
Jedyne o czym myslisz... po co ja wczoraj tyle jadlem, czy nie moglem
sobie darowac tej kolacji??? podchodzisz do krawedzi... z jednej
strony udajesz kozaka... no bo ludzie patrza... no ale w srodku... juz
nie jestes taki bohater... :D glupi usmiech na twarz... :)... z tylu
instruktor mowi: "Ja teraz policze do 3... a Ty tylko skocz..." - No
tak... lepiej bym tego nie ujal... Tylko skoczyc... :) dziecinada...
Slyszysz... Raz, Dwa, Trzyyyy... Myslisz: "Dlaczego w ten sposob???" i
decyzja nalezy do Ciebie...
hmmm... are you superstitional? do you think: NOT? how to check, if Friday - 13th is lucky or unlucky? I suggest this kind of test:
Imagine: Bridge above 166m ravine (55 floors)... there is Bhote Khosi flowing on the bottom... Bhote Khosi is one of the wildest Nepali rivers... There is little trampoline connected to the bridge... :P... You know that you are connected to thick rope... but not directly... :P You see that rope is connected to You by little metallic circle (english name doesn't known :P) and you know that right now, your life depends just on that little circle... is it strong enough to take your 78kg + speedness, or not? Just one thing, what you are thinking about is: why did I eat dinner yesterday??? You come to the edge... You want to show that you are brave, cause people look at you, but inside you are not a hero anymore... :D there is stupid smile on your face... :) You hear from the back: "now i'm gonna count to 3, and You just jump" - yes of course... Just jump... :) cake and peas... You hear... One, Twoooo, Threeeeee.... You think: "Why like this???" and now it's just up to you...
No wiec jestescie przesadni? Wystarczyloby odwagi???
Jesli ktos nie wie, ile to jest 55 pieter to:
dla ludzi ze Slupska: wieza kosciola mariackiego razy 3;
dla ludzi z B'ham: hotel Radisson + jeszcze 15 pieter :P
dla ludzi z Warszawy: mniej wiecej restauracja w Mariocie na 44
pietrze (bo tam maja wyzsze pietra :P)
w Paryzu: Restauracja na La Tour Montparnasse jest na 56 pietrze... :P
So... Are You superstitional? Are you brave enough???
If one doesn't know, how high it is 55 floors, so:
For people from Birmingham: hotel Radisson + 15 floors :P
for people from Warsaw: more less restaurant in hotel Mariott on 44th floor (there are a bit more higher floors)
in Paris: La Tour Montparnasse Restaurant is on 56th floor... :P
jak bedziecie w razie odwiedzac te miejsca, proponuje podejsc do
okna... wyobrazic sobie trampolinke za oknem... i... no wlasnie :D
when You visit those places, I suggest to come to any window... imagine little trampoline behind that window... and... indeed... :P
Bungee, na ktorej skakalismy... jest baaaaardzo elastyczna... ma
dlugosc 30 metrow... i rozciaga sie 4-5 krotnie w zaleznosci od masy
ciala... czyli do 120-150 metrow (40-50 pieter :D)... predkosc rosnie
baaaaardzo szybko podczas lotu... ponoc do 150km/h... no niby w
samochodzie szybciej... ale tu jestes na zewnatrz, wiec te predkosc
sie ODCZUWA!!! kiedy bungee sie napreza... czujesz mocny ucisk na
nogach... zeby sie teraz BUT NIE ZSUNAL!!!... jeszcze sekunda... teraz
bedziesz hamowac :P... kiedy dolecisz na sam dol (30m od rzeki :P)...
bungee jest maksymalnie naprezona... i nastepuje wystrzal 90m w
gore... (120m razem)... i pozniej juz jest zwykle odbijanie...
oczywiscie caly czas jestes glowa w dol... zanim Cie sciagna na dol,
mija troche czasu... myslisz tylko, ze mogliby sie pospieszyc, bo robi
Ci sie niedobrze :P... na dole Cie odczepiaja... jestes wolny...
mozesz teraz wdrapac sie na gore... ;D (wiedzialem, ze ten trekking w
Himalaje do czegos sie przyda :P)... oczywiscie skoki z dolu wygladaja
bardziej niesamowicie... z gory nie widac jak wysoko bungee Cie
wybija...
Bungee, which we jumped on... is reaaaaaaly flexible... it is 30m long and increases length 4-5 times depends on the jumper weight... so 120-150 meters (40-50 floors)... speedness increases reaaaaaly fast... probably up to 150km/h... of course in car is faster, but now you are outside! so you "feel" the speedness!!! when bungee gets maximum length one feels strong pressure on one's legs... and now better don't loose your shoes... :) one second... now you start to brake... when one gets to the very bottom (30m from the river)... bungee is maximum stretched... and one is catapulted 90m up... (120m altogether)... and next, one is jumping like a ping pong ball, just up and down... obviously one is upside-down all the time... it takes a bit of time, until they get one to the ground... one thinks that they could do that a bit faster, cause one's getting sick... :D on the bottom, few seconds of disconnection... and one is free... :P now jumper can go 55 floors upstairs...:P (I knew that trekking to Himalayas was needed :P)... obviously jumps from the bottom look much more weird... from the top, that's impossible to see how high bungee catapults person up...
pozniej jeszcze wykonalem skok slizgowy (ang. swing)? tylko co to jest? a no
wiec... 130 metrow od mostu... na tej samej wysokosci przewieszona
jest lina w poprzek wawozu... no i chodzi o to, ze nie jestes
podlaczony do mostu, z ktorego skaczesz... a do tej liny... no
wlasnie... taka 55pietrowa hustawka... :P podchodzisz do krawedzi...
slyszysz: "raz... dwa... trzyyyy" i "tylko skaczesz"... i spadasz
jakies 30m (10 pieter) pionowo w dol, az lina sie nie naprezy... a
pozniej robisz 250m luk z predkoscia 150km/h przelatujac 20 metrow nad
dnem wawozu... cos nie do opisania... nie wiem co lepsze... :D ciesze
sie, ze udalo mi sie zrobic oba skoki... bo na pewno bym zalowal :D
After that I made also swing jump... but what's that? :D so... 130m from the bridge... on the same level, there is another rope... and now... one is not connected to the bridge, where one jumps, but to that rope... yes... exactly... that's why it is called swing (but 55 floors high :P)... one comes to the edge... hears : "One, Twooo, Threeee" and "just jumps"... and one falls about 30m (10 floors) vertically down... until rope gets streched... and next one flies on 250m arc 150km/h... flying just 20m above the river... it is impossible to describe... i don't know which kind of jump is better :P I am really happy that i did both jumpes at once... cause I would regret...
Co moge jeszcze dodac... stres przed matura to pikus... :P z reszta
wszystko to pikus... (bylo 25 skoczkow - 4 toalety - wszystkie pelne
ludzi :D)... Po skoku do nocy, jedyne co moj mozg byl w stanie
przetwarzac to: skoki... nie bylem w stanie myslec o niczym innym...
probowalem cos czytac, robic cos innego... nie dalo sie... obrazy
wracaly... ;D Kiedy tylko zaczynam myslec o skokach, momentalnie mi
sie dlonie i stopy poca... :)... a Izraelici to samobojcy... wiecej niz polowa osob z
ekipy byla z Izraela... (nie byla to jedna grupa, a kilka :P)...
what can I add... stress before graduation that's nothing... :P everything that's nothing... (25 jumpers - 4 toilets - all full :P)... Up to night, my brain could think only about bungee... I couldn't think about anything else... i was trying to read, do anything else... impossible... images were coming back to my head... :D... When I think about jumps... my hands and feet get sweated :P and I think that Israelis are suicides... more than half of the group was from Israel...
Kiedy wrocilismy do Kathmandu... w miescie jedna wielka impreza...
zgadnijcie co... skakalem w Sylwestra 2063 roku nepalskiego!!! A dzis
jest pierwszy dzien 2064 roku :P... Oczywiscie wszystkie kafeje byly
zamkniete, wiec nie moglem nic napisac (moze i dobrze, bo wczoraj
bylem bardzo mocno naladowany emocjonalnie :DDD)... ale wyblagalem
chlopakow z mojej kafeji (mieszkaja tuz nad nia...) by mi otworzyli na
2 minutki, zeby napisac, ze wszystko OK...
When we got to Kathmandu... there was one big party in the town... try to guess why... we were jumping on: the Nepali New Year's Eve!!! and today is first day of the 2064 year!!! Obviously all the Cybercafes were closed, so I couldn't write anything (i think that's good, cause I was too emotional yesterday :DDD)... but I begged guys from my cafe to open it for 2 mins to write that i'm OK (they live just above :P)...
Oczywiscie oba skoki mam nagrane na DVD... Film widzialem, na szczescie nie widac jaki bylem "mientki" (chyba) :P oczywiscie wszystko bedzie dostepne dla zainteresowanych, jak dotre do Europy...
Both of my jumps are recorded on DVD... I saw the movie, it's not bad... (I hope :P)... everything will be available for people when I reach EU...
pozdrawiam... sami spadajcie!!!
C'Yaa!!!
Letter/List: 14; Day/Dzien: 193; KM: ca/ok. 26000; NP - Last week in Kathmandu/Ostatni tydzien w Kathmandu;
Hi.../Hejka
I haven't been writing for such a long time :P... I had no venna :P
For most of time I read books (there was no time for that in EU, but
here are a lot of nice bookstores)... I read mainly about
philosophies, sociology and my favourite: languages... In last few
days I mastered over 200 new Chinese symbols... and now I'm able to
read simple instructions and sometimes even simple sentences on the
shields in Chinese which are quite common in Kathmandu... :)...
Zostalo 45 min. do zamkniecia kafei, wiec nie wiem czy wszystko zdaze
przetlumaczyc... jak co to jutro koncowka... :P
Nie pisalem przez dlugi czas... :P nie bylo weny :)... przez wiekszosc
czasu czytam tu ksiazki (nie bylo na to czasu w EU, wiec nadrabiam, a
tu maja wysmienite ksiegarnie)... Czytam glownie o filozofiach,
socjologiim no i moje ulubione: jezyki... Ostatnio nauczylem sie 200
nowych chinskich krzakow... i teraz moge juz czytac proste indtrukcje
i czasem nawet proste zdania na tablicach po chinsku, ktorych w
Kathmandu nie brakuje... :P
I wanted to write it few weeks ago... but at that time Internet was
really slow for few days... and after that I lost my venna :D...
blogger didn't work here, so I couldn't publish my email... because of
that slowness I sent pictures just yesterday, I wanted to write that
letter as well, but keyboard died (!)... and now I wanna write down
about my trekking through Himalayas! :P
Chcialem juz do Was napisac kilka tygodni temu... ale Internet to
zolwil strasznie, a potem stracilem wene :P... blogger nie chcial
dzialas, wiec nie moglem pisac maili... z powodu powolnosci netu fotki
poslalem dopiero wczoraj, chcialem tez napisac maila, ale klawiatura
mi umarla (!)... a teraz w koncu opisze moj trek w Himalaje! :P
On the beginning... I came to Nepal with few aims... One of them, that
was to see Sagarmatha (Mount Everest)!... I thought, that I will take
the bus to mountain... leave the bus... walk up to mountain... sit...
get relax... take some pictures... walk around few hours... and come
back...
Na poczatku... przyjechalem do Nepalu z kilkoma celami... Jeden z nich
to bylo zobaczyc Sagarmathe (Mount Everest)!... Myslalem, ze pojadem
autobusem do Everestu... wysiade... podejde... usiade... zrelaksuje
sie... zrobie kika fotek... pokrece sie po okolicy... i wroce...
wrong thinking :D
nic bardziej mylnego :D
Here in Kathmandu I realized... that's impossible... cause... there is
no road... :P the closest road heads for Jiri... which is more than
100km in straight line from Sagarmatha!!! and from there one has to
walk through Himalaya 16 days one way, and 12 days come back!!! can
You imagine that? on the whole way, there are is no mobile
reception... so when one needs help, that's not easy to get it... and
ambulance can't come... cause there is no road... just one way to get
out of there in the case of emergency is by air... so helicopter -
1000$ per hour... :D really close to that way, there are 3 small
airstrips (for transporting goods and tourists)... polish consulate
helped much with information... And in the whole history of that way
there were just 7 people who has done that way completely alone
(without companion, porters, guides)... and there was no polish person
amid those people...
of course I decided to buy a map and try... :P
W Kathmandu zorientowalem sie, ze tak sie nie da... bo... tam nie ma... drogi :P
Najblizsza prowadzi do Jiri... ktore jest oddalone w linii prostej
ponad 100km od Sagarmathy!!! i stamtad trzeba osc przez Himalaje 16
dni w jedna strone i 12 spowrotem!!! Dobre, nie...? :P Na calej
trasie, komorki nie maja zasiegu... wiec jak ktos potrzebuje pomocy...
to nie tak latwo ja otrzymac... i karetka nie przyjedzie... bo nie ma
drogi... jedyna opcja jest ewakuacja powietrzna... helikopter - 1000$
za godzine :P... dosyc blisko tej sciezki sa 3 male pasy startowe (do
transportu zaopatrzenia i turystow)... Polski Konsulat bardzo mi
pomogl z informacjami... W calej historii tej trasy, tylko 7 osob
przbylo te trase od pocztku do konca w pojedynke (znaczy bez
towarzyszy, tragarzy, przewodnikow)... i wsrod nich nie bylo zadnego
Polaka...
oczywiscie postanowilem kupic mape i chociaz sprobowac... :P
I started on the 12th of March... here I'm gonna write just a bit
about it, cause in my diary there are 15 pages (you don't wanna read
that :P)... but i'm gonna publish it in May on my blogsite:
www.hitchhiketheworld.blogspot.com so if interested... come back there
later... :D
Ruszylem 12 Marca... Tu napisze tylko troche... bo w moim pamietniku
jest jakies 15 stron (a wiem, ze nie chcecie tego czytac :P)... ale
wszystko wrzuce na bloga w maju: www.hitchhiketheworld.blogspot.com
wiec jak kogos to interesuje, to zapraszam pozniej... :P
During walking each day I had to climb at least 1000m altogether and
walk down the same altitude... one day I had to climb more than 2000m
to the pass... that one was exhausting! (2000m=650 floors... so
imagine that You have to climb it... and there is no steps... just
stones... :D). On the beginning there was raining every day few hours,
what made whole the path and especially stones a bit slippy :)... one
day on 3500 meters I met a snowstorm... nice experience :)... of
course at that time there was no any restaurant, hotel etc.
anywhere!!! so I had to walk through it... of course there are no
fruits to buy anywhere, so one can't get vitamins... in some places
there is just one thing in menu - rice with vegetables (ones I
received rice with... GRASS AND LEAVES from the field!!! :DDD and
that's not a joke, I probably sent the picture yesterday)... Every
time when I was climbing up, I was swearing: why that bloody mountain
is so high??? but when I reached the top... I could watch the beatiful
view... and everyday I got a bit higher, and views were getting soooo
marvellous... pictures can't show it... You have to come... and see
it... :P
Kazdego dnia trzeba sie bylo wspiac co najmniej 1000m w gore i prawie
tyle samo zejsc na dol... Jednego dnia trzeba bylo wlezc ponad 2000m
do przeleczy... i to nie bylo takie latwe :P... (2000m=650 pieter...
wiec wyobrazcie sobie, ze trzeba tyle wlezc... dodatkowy problem: nie
ma schodow... tylko kamienie i bloto :P). Na poczatku padalo
codziennie... co powodowalo, ze droga, a szczegolnie kamienie tobily
sie... sliskie... :) Ktoregos dnia dopadla mnie burza sniezna na
3500m... ciekawe doswiadczenie... :D oczywiscie w tym czasie nie bylo
w okolicy zadnej restauracji, wiec musialem isc... (na sniegu
niewygodnie sie siedzi... zaraz sie robi mokro... :)). Najgorsze bylo
to, ze tam nigdzie nie mozna kupic, ani owocow, ani witamin... a w
niektorych miejscach w menu dostepny jest tylko: Ryz z warzywami (nie
mylic z europejskimi warzywami :P)... raz dostalem ryz z traa i liscmi
z pola i to nie jest zart (chyba wyslalem to jako fotke :))... Za
kazdym razem kiedy sie wspinalem, to przeklinalem cala te gore i te
Himalaje... :P ale kiedy dotarlem na szczyt... widok zapieral dech w
piersiach... cos niesamowitego... zdjecia tego nie oddadza... po
prostu musicie wpasc i sami zobaczyc...
One day after my "favourite" snowstorm... I started to feel worse...
Firstly: because of the storm... Secondly: I started to get altitude
sickness above 3000m (I'm the guy who was born and always lived on
island or close to the cost :D)... and I couldn't buy fruits, nor
vitamins anywhere... so I got sick... :P... I thought that my head is
gonna explode... but I knew that there are just 3-4 hours walking to
the just one place on the whole way, where one can observe Sagarmatha
until one gets it... :)... Fortunately in that place there is simple
hostel, where I could take a bed and take longer rest... During the
night I had strange dreams about war again! (like in goa, when I got
poisoned :) )... so that's probably visualization of the fighting body
with sickness in my mind... strange thing :P... of course I won that
war in the morning... and I could walk further... :P... You can see
Sagarnatha on that picture with me and high mountains as a
background... for example: Picture 277.jpg Sagarmatha that's the one
on the far left... (Sorry for low pictures quality, but I have to
resize them few times, cause they are too big to send them as they
are... :P)
Dzien po "mojej" burzy... Zaczalem czuc sie gorzej... Po pierwsze:
przez burze... po drugie: dostawalem choroby wysokosciowej ponad 3000m
(No bo ja jestem gosc, ktory zawsze mieszkal na wyspie lub na wybrzezu
:P) no i nigdzie nie mozna bylo kupic zadnych owocow!!! no wiec moj
organizm zrobil sie taki nie tego... :D myslalem ze glowka to mi
wybuchnie... ale wiedzialem tez ze jakies 3-4 godziny drogi ode mnie
jest jedyne miejsce na calej trasie, skad wida Sagarmathe! Na
szczescie dokladnie tam jest prostu hotelik, gdzie moglem sie polozyc
na dluzej... W nocy znow mailem te dziwne sny o wojnie jak w Goa,
kiedy sie tak zatrulem... wiec to pewnie sa jakies wiualizacje tego,
co dzieje sie w moim organizmie :D... dziwna rzecz :P oczywiscie wojne
we snie wygralem i rano bylem zdrowy... i moglem isc dalej...
Sagarmathe mozecie zobaczyc na fotce ze mna i gorami w tle (np. nr.
277). Sagarmatha jest calkiem na lewo (Sorki za zla jakosc zdje, ale
wszystkie musze pomniejszac, zeby dalo sie je wyslac :P)
After another few days I reached Lukla, where airstrip is... (My
pedometer showed, that I walked 115km from Jiri)... and I decided to
fly back to Kathmandu, cause I was feeling a bit :P exhausted (I could
walk another 2-3 days, but next chance of flight shall appear in 2
weeks time, in the same place, when coming back from Everest Camp...
so :P...)... As You could see on ne picture... I was trying my best as
a pilot... :PPP now just driving of locomotive left... maybe in
india...??? they have a lot... :D I reached Katmandu back on the 21 of
April... and I'm sure that I will try trekking again!!! (next time I
will take some vitamins with me! :P)
Kilka dni pozniej dotarlem do Lukli, gdzie jest pas startowy... (Moj
pedometr wskazywal, ze przeszedlem 115km od Jiri)... i zdecydowalem
sie na lot powrotny do Kathmandu... (Wlasciwie to moglem polazic
jeszcze z 2-3 dni, ale nastepna szansa wylotu bylaby z tego samego
miesca, w drodze powrotnej, wiec za jakies 2 tygodnie :D) Jak pewnie
widzieliscie na fotce... staralem sie jak moglem jako pilot :DDD
zostalo mi jeszcze tylko pokierowac lokomotywa... moze w Indiach???
tam jest ich pelno... Dotarlem do Katmandu 21 Kwietnia... ale jestem
pewien, ze sprobuje tego treku raz jeszcze... (nastepnym razem biore
witminy ze soba :P)
When I reached Kathmandu, I started to go to cinema more often... They
have just Indian movies (no subtitles :P)... but I realized that I
like them... probably because at the moment I'm soaked (full of? :P)
with that culture... :P
Kiedy dotarlem do Katmandu, zaczalem chodzic czesciej do kina... maja
tu tylko hinduskie filmy (bez napisow :P)... ale je polubilem...
pewnie dlatego, ze jestem przesiakniety ta kultura... :D
In 2 days time... I'm gonna do, something the craziest in my life...
Bungee jumping... I always wanted to jump on bungee... but this one is
special... that's probably the highest bungee jump point on the
world... 166m (>500 feet) above Bhote Kosi river, from the suspension
bridge... 166m=55floors - do you have anything that high in your town?
:P I wanted to do it tomorrow, but there was no space for me... so...
I'm gonna jump on Friday... Ooops... that's 13th of April and
Friday... buahahah... so... now I will be able to check how
superstistional am I??? OK... so now I will check it on me... if
Friday, 13th is lucky or unlucky!... I just wanted to remind, that My
Testament - "My Last Willing" is still actual :D...
Za dni... Zrobie cos naprawde trzepnietego... Bungee!!!... Zawsze
chialem skoczyc na bungee... ale to nie jest zwykla bungee... to jest
najprawdopodobniej najwyzszy punkt bungee na swiecie... 166m (>500
stop) ponad Bhote khosi river z mostu podwieszonego do gor...
166m=55pieter - macie taki wysoki budynek w swoim miescie? Chcialem to
zrobic jutro, ale nie bylo juz miejsc... wiec... Skacze w piatek...
Uuups... to jest 13 Kwietnia... i piatek... buahahaha... tego nie
wzialem pod uwage... wiec... bedzie mozna sprawdzic jak jestem
przesadny??? OK... teraz bede mogl to wyprobowac na sobie... czy
piatek trzynastego jest szczesliwy czy pechowy... Chcialem tylk
oprzypomnniec, ze Moj Testament jest dalej aktualny :P...
To people who are not from EU, Americas or Australia:
Number 13 is seen in those places as a really unlucky, for example: In
UK in old districts of towns, there are no buildings number 13, in
most western restaurants there are no tables number 13 and so on. Of
course every 13th day of the month is seen to be really unlucky... and
if 13th day of the month that's Friday, it is seen REEEAAALY
UNLUCKY... few hundred years ago people in EU haven't been even
leaving their houses during that day... so... we will see... is that
true or not... :P
And there is another thing which I think, You should know...
1. As You knew before... I was trying to fight for permission to get
to China through Tibet... I lost... :D The cheapest way to go that way
that's 500$ - too much for me... I won't pay money like that just
because stupid rules... :)
2. Indian Embassy Staff wants 60$ from me for tourist visa to India
(it is for free for Polish and Slovaks)... I will never understand
their mentality... Of course I got mad there... and People from
Pakistani Embassy were really unnice for me... I got even madder :)...
I went straight to Internet Cafe and I bought ticket from New Delhi to
London on the 30th of April... So my longest journey is finishing
soon... :P Obviously now I'm not mad anymore, but I feel really happy
that I'm coming back to EU... That's the longest period of my life...
when I was completely alone... maybe I got crazy already? who knows...
:P
I jeszcze jedna rzecz, ktora mysle, ze powinniscie wiedziec...
1. Jak wiedzieliscie juz wczensiej... Prowalem walczyc z ambasada Chin
o zezwolenie na przejazd do Chin przez Tybet... przegralem :P
Najtansza opcja to 500$ - dla mnie to za duzo... nie zapalce tyle
tylko z powodu debilnych zasad :)
2. Personel z ambasady indyjskiej chce 60$ za wize turystyczna do
Indii )dla Polakow i Slowakow darmowa)... Nigdy nie zrozumiem ich
mentalnosci... Oczywiscie sie tam wq... zdenerwowalem... i do tego
chlopaki w ambasadzie pakistanu byli nie mili, wiec sie wkurzylem
jeszcze bardziej, poszedlem prosto do kefei i kupilem bilet z New
Delhi do Londynu na 30 Kwietnia... wiec moja najdluzsza podro dobiega
konca...:P Oczywiscie juz wkurzenie mi minelo, ale i tak sie ciesze,
ze wracam do EU... to najdluzszy okres w zyciu kidy jestem kompletnie
sam... moze juz zwariowalem??? kto wie... :P
C'Ya soon... really soon...
Wiec nara... bardzo nara...
I haven't been writing for such a long time :P... I had no venna :P
For most of time I read books (there was no time for that in EU, but
here are a lot of nice bookstores)... I read mainly about
philosophies, sociology and my favourite: languages... In last few
days I mastered over 200 new Chinese symbols... and now I'm able to
read simple instructions and sometimes even simple sentences on the
shields in Chinese which are quite common in Kathmandu... :)...
Zostalo 45 min. do zamkniecia kafei, wiec nie wiem czy wszystko zdaze
przetlumaczyc... jak co to jutro koncowka... :P
Nie pisalem przez dlugi czas... :P nie bylo weny :)... przez wiekszosc
czasu czytam tu ksiazki (nie bylo na to czasu w EU, wiec nadrabiam, a
tu maja wysmienite ksiegarnie)... Czytam glownie o filozofiach,
socjologiim no i moje ulubione: jezyki... Ostatnio nauczylem sie 200
nowych chinskich krzakow... i teraz moge juz czytac proste indtrukcje
i czasem nawet proste zdania na tablicach po chinsku, ktorych w
Kathmandu nie brakuje... :P
I wanted to write it few weeks ago... but at that time Internet was
really slow for few days... and after that I lost my venna :D...
blogger didn't work here, so I couldn't publish my email... because of
that slowness I sent pictures just yesterday, I wanted to write that
letter as well, but keyboard died (!)... and now I wanna write down
about my trekking through Himalayas! :P
Chcialem juz do Was napisac kilka tygodni temu... ale Internet to
zolwil strasznie, a potem stracilem wene :P... blogger nie chcial
dzialas, wiec nie moglem pisac maili... z powodu powolnosci netu fotki
poslalem dopiero wczoraj, chcialem tez napisac maila, ale klawiatura
mi umarla (!)... a teraz w koncu opisze moj trek w Himalaje! :P
On the beginning... I came to Nepal with few aims... One of them, that
was to see Sagarmatha (Mount Everest)!... I thought, that I will take
the bus to mountain... leave the bus... walk up to mountain... sit...
get relax... take some pictures... walk around few hours... and come
back...
Na poczatku... przyjechalem do Nepalu z kilkoma celami... Jeden z nich
to bylo zobaczyc Sagarmathe (Mount Everest)!... Myslalem, ze pojadem
autobusem do Everestu... wysiade... podejde... usiade... zrelaksuje
sie... zrobie kika fotek... pokrece sie po okolicy... i wroce...
wrong thinking :D
nic bardziej mylnego :D
Here in Kathmandu I realized... that's impossible... cause... there is
no road... :P the closest road heads for Jiri... which is more than
100km in straight line from Sagarmatha!!! and from there one has to
walk through Himalaya 16 days one way, and 12 days come back!!! can
You imagine that? on the whole way, there are is no mobile
reception... so when one needs help, that's not easy to get it... and
ambulance can't come... cause there is no road... just one way to get
out of there in the case of emergency is by air... so helicopter -
1000$ per hour... :D really close to that way, there are 3 small
airstrips (for transporting goods and tourists)... polish consulate
helped much with information... And in the whole history of that way
there were just 7 people who has done that way completely alone
(without companion, porters, guides)... and there was no polish person
amid those people...
of course I decided to buy a map and try... :P
W Kathmandu zorientowalem sie, ze tak sie nie da... bo... tam nie ma... drogi :P
Najblizsza prowadzi do Jiri... ktore jest oddalone w linii prostej
ponad 100km od Sagarmathy!!! i stamtad trzeba osc przez Himalaje 16
dni w jedna strone i 12 spowrotem!!! Dobre, nie...? :P Na calej
trasie, komorki nie maja zasiegu... wiec jak ktos potrzebuje pomocy...
to nie tak latwo ja otrzymac... i karetka nie przyjedzie... bo nie ma
drogi... jedyna opcja jest ewakuacja powietrzna... helikopter - 1000$
za godzine :P... dosyc blisko tej sciezki sa 3 male pasy startowe (do
transportu zaopatrzenia i turystow)... Polski Konsulat bardzo mi
pomogl z informacjami... W calej historii tej trasy, tylko 7 osob
przbylo te trase od pocztku do konca w pojedynke (znaczy bez
towarzyszy, tragarzy, przewodnikow)... i wsrod nich nie bylo zadnego
Polaka...
oczywiscie postanowilem kupic mape i chociaz sprobowac... :P
I started on the 12th of March... here I'm gonna write just a bit
about it, cause in my diary there are 15 pages (you don't wanna read
that :P)... but i'm gonna publish it in May on my blogsite:
www.hitchhiketheworld.blogspot.com so if interested... come back there
later... :D
Ruszylem 12 Marca... Tu napisze tylko troche... bo w moim pamietniku
jest jakies 15 stron (a wiem, ze nie chcecie tego czytac :P)... ale
wszystko wrzuce na bloga w maju: www.hitchhiketheworld.blogspot.com
wiec jak kogos to interesuje, to zapraszam pozniej... :P
During walking each day I had to climb at least 1000m altogether and
walk down the same altitude... one day I had to climb more than 2000m
to the pass... that one was exhausting! (2000m=650 floors... so
imagine that You have to climb it... and there is no steps... just
stones... :D). On the beginning there was raining every day few hours,
what made whole the path and especially stones a bit slippy :)... one
day on 3500 meters I met a snowstorm... nice experience :)... of
course at that time there was no any restaurant, hotel etc.
anywhere!!! so I had to walk through it... of course there are no
fruits to buy anywhere, so one can't get vitamins... in some places
there is just one thing in menu - rice with vegetables (ones I
received rice with... GRASS AND LEAVES from the field!!! :DDD and
that's not a joke, I probably sent the picture yesterday)... Every
time when I was climbing up, I was swearing: why that bloody mountain
is so high??? but when I reached the top... I could watch the beatiful
view... and everyday I got a bit higher, and views were getting soooo
marvellous... pictures can't show it... You have to come... and see
it... :P
Kazdego dnia trzeba sie bylo wspiac co najmniej 1000m w gore i prawie
tyle samo zejsc na dol... Jednego dnia trzeba bylo wlezc ponad 2000m
do przeleczy... i to nie bylo takie latwe :P... (2000m=650 pieter...
wiec wyobrazcie sobie, ze trzeba tyle wlezc... dodatkowy problem: nie
ma schodow... tylko kamienie i bloto :P). Na poczatku padalo
codziennie... co powodowalo, ze droga, a szczegolnie kamienie tobily
sie... sliskie... :) Ktoregos dnia dopadla mnie burza sniezna na
3500m... ciekawe doswiadczenie... :D oczywiscie w tym czasie nie bylo
w okolicy zadnej restauracji, wiec musialem isc... (na sniegu
niewygodnie sie siedzi... zaraz sie robi mokro... :)). Najgorsze bylo
to, ze tam nigdzie nie mozna kupic, ani owocow, ani witamin... a w
niektorych miejscach w menu dostepny jest tylko: Ryz z warzywami (nie
mylic z europejskimi warzywami :P)... raz dostalem ryz z traa i liscmi
z pola i to nie jest zart (chyba wyslalem to jako fotke :))... Za
kazdym razem kiedy sie wspinalem, to przeklinalem cala te gore i te
Himalaje... :P ale kiedy dotarlem na szczyt... widok zapieral dech w
piersiach... cos niesamowitego... zdjecia tego nie oddadza... po
prostu musicie wpasc i sami zobaczyc...
One day after my "favourite" snowstorm... I started to feel worse...
Firstly: because of the storm... Secondly: I started to get altitude
sickness above 3000m (I'm the guy who was born and always lived on
island or close to the cost :D)... and I couldn't buy fruits, nor
vitamins anywhere... so I got sick... :P... I thought that my head is
gonna explode... but I knew that there are just 3-4 hours walking to
the just one place on the whole way, where one can observe Sagarmatha
until one gets it... :)... Fortunately in that place there is simple
hostel, where I could take a bed and take longer rest... During the
night I had strange dreams about war again! (like in goa, when I got
poisoned :) )... so that's probably visualization of the fighting body
with sickness in my mind... strange thing :P... of course I won that
war in the morning... and I could walk further... :P... You can see
Sagarnatha on that picture with me and high mountains as a
background... for example: Picture 277.jpg Sagarmatha that's the one
on the far left... (Sorry for low pictures quality, but I have to
resize them few times, cause they are too big to send them as they
are... :P)
Dzien po "mojej" burzy... Zaczalem czuc sie gorzej... Po pierwsze:
przez burze... po drugie: dostawalem choroby wysokosciowej ponad 3000m
(No bo ja jestem gosc, ktory zawsze mieszkal na wyspie lub na wybrzezu
:P) no i nigdzie nie mozna bylo kupic zadnych owocow!!! no wiec moj
organizm zrobil sie taki nie tego... :D myslalem ze glowka to mi
wybuchnie... ale wiedzialem tez ze jakies 3-4 godziny drogi ode mnie
jest jedyne miejsce na calej trasie, skad wida Sagarmathe! Na
szczescie dokladnie tam jest prostu hotelik, gdzie moglem sie polozyc
na dluzej... W nocy znow mailem te dziwne sny o wojnie jak w Goa,
kiedy sie tak zatrulem... wiec to pewnie sa jakies wiualizacje tego,
co dzieje sie w moim organizmie :D... dziwna rzecz :P oczywiscie wojne
we snie wygralem i rano bylem zdrowy... i moglem isc dalej...
Sagarmathe mozecie zobaczyc na fotce ze mna i gorami w tle (np. nr.
277). Sagarmatha jest calkiem na lewo (Sorki za zla jakosc zdje, ale
wszystkie musze pomniejszac, zeby dalo sie je wyslac :P)
After another few days I reached Lukla, where airstrip is... (My
pedometer showed, that I walked 115km from Jiri)... and I decided to
fly back to Kathmandu, cause I was feeling a bit :P exhausted (I could
walk another 2-3 days, but next chance of flight shall appear in 2
weeks time, in the same place, when coming back from Everest Camp...
so :P...)... As You could see on ne picture... I was trying my best as
a pilot... :PPP now just driving of locomotive left... maybe in
india...??? they have a lot... :D I reached Katmandu back on the 21 of
April... and I'm sure that I will try trekking again!!! (next time I
will take some vitamins with me! :P)
Kilka dni pozniej dotarlem do Lukli, gdzie jest pas startowy... (Moj
pedometr wskazywal, ze przeszedlem 115km od Jiri)... i zdecydowalem
sie na lot powrotny do Kathmandu... (Wlasciwie to moglem polazic
jeszcze z 2-3 dni, ale nastepna szansa wylotu bylaby z tego samego
miesca, w drodze powrotnej, wiec za jakies 2 tygodnie :D) Jak pewnie
widzieliscie na fotce... staralem sie jak moglem jako pilot :DDD
zostalo mi jeszcze tylko pokierowac lokomotywa... moze w Indiach???
tam jest ich pelno... Dotarlem do Katmandu 21 Kwietnia... ale jestem
pewien, ze sprobuje tego treku raz jeszcze... (nastepnym razem biore
witminy ze soba :P)
When I reached Kathmandu, I started to go to cinema more often... They
have just Indian movies (no subtitles :P)... but I realized that I
like them... probably because at the moment I'm soaked (full of? :P)
with that culture... :P
Kiedy dotarlem do Katmandu, zaczalem chodzic czesciej do kina... maja
tu tylko hinduskie filmy (bez napisow :P)... ale je polubilem...
pewnie dlatego, ze jestem przesiakniety ta kultura... :D
In 2 days time... I'm gonna do, something the craziest in my life...
Bungee jumping... I always wanted to jump on bungee... but this one is
special... that's probably the highest bungee jump point on the
world... 166m (>500 feet) above Bhote Kosi river, from the suspension
bridge... 166m=55floors - do you have anything that high in your town?
:P I wanted to do it tomorrow, but there was no space for me... so...
I'm gonna jump on Friday... Ooops... that's 13th of April and
Friday... buahahah... so... now I will be able to check how
superstistional am I??? OK... so now I will check it on me... if
Friday, 13th is lucky or unlucky!... I just wanted to remind, that My
Testament - "My Last Willing" is still actual :D...
Za dni... Zrobie cos naprawde trzepnietego... Bungee!!!... Zawsze
chialem skoczyc na bungee... ale to nie jest zwykla bungee... to jest
najprawdopodobniej najwyzszy punkt bungee na swiecie... 166m (>500
stop) ponad Bhote khosi river z mostu podwieszonego do gor...
166m=55pieter - macie taki wysoki budynek w swoim miescie? Chcialem to
zrobic jutro, ale nie bylo juz miejsc... wiec... Skacze w piatek...
Uuups... to jest 13 Kwietnia... i piatek... buahahaha... tego nie
wzialem pod uwage... wiec... bedzie mozna sprawdzic jak jestem
przesadny??? OK... teraz bede mogl to wyprobowac na sobie... czy
piatek trzynastego jest szczesliwy czy pechowy... Chcialem tylk
oprzypomnniec, ze Moj Testament jest dalej aktualny :P...
To people who are not from EU, Americas or Australia:
Number 13 is seen in those places as a really unlucky, for example: In
UK in old districts of towns, there are no buildings number 13, in
most western restaurants there are no tables number 13 and so on. Of
course every 13th day of the month is seen to be really unlucky... and
if 13th day of the month that's Friday, it is seen REEEAAALY
UNLUCKY... few hundred years ago people in EU haven't been even
leaving their houses during that day... so... we will see... is that
true or not... :P
And there is another thing which I think, You should know...
1. As You knew before... I was trying to fight for permission to get
to China through Tibet... I lost... :D The cheapest way to go that way
that's 500$ - too much for me... I won't pay money like that just
because stupid rules... :)
2. Indian Embassy Staff wants 60$ from me for tourist visa to India
(it is for free for Polish and Slovaks)... I will never understand
their mentality... Of course I got mad there... and People from
Pakistani Embassy were really unnice for me... I got even madder :)...
I went straight to Internet Cafe and I bought ticket from New Delhi to
London on the 30th of April... So my longest journey is finishing
soon... :P Obviously now I'm not mad anymore, but I feel really happy
that I'm coming back to EU... That's the longest period of my life...
when I was completely alone... maybe I got crazy already? who knows...
:P
I jeszcze jedna rzecz, ktora mysle, ze powinniscie wiedziec...
1. Jak wiedzieliscie juz wczensiej... Prowalem walczyc z ambasada Chin
o zezwolenie na przejazd do Chin przez Tybet... przegralem :P
Najtansza opcja to 500$ - dla mnie to za duzo... nie zapalce tyle
tylko z powodu debilnych zasad :)
2. Personel z ambasady indyjskiej chce 60$ za wize turystyczna do
Indii )dla Polakow i Slowakow darmowa)... Nigdy nie zrozumiem ich
mentalnosci... Oczywiscie sie tam wq... zdenerwowalem... i do tego
chlopaki w ambasadzie pakistanu byli nie mili, wiec sie wkurzylem
jeszcze bardziej, poszedlem prosto do kefei i kupilem bilet z New
Delhi do Londynu na 30 Kwietnia... wiec moja najdluzsza podro dobiega
konca...:P Oczywiscie juz wkurzenie mi minelo, ale i tak sie ciesze,
ze wracam do EU... to najdluzszy okres w zyciu kidy jestem kompletnie
sam... moze juz zwariowalem??? kto wie... :P
C'Ya soon... really soon...
Wiec nara... bardzo nara...
2007/03/11
Le Petit Prince :P
J'ai achete Le Petit Prince en anglais aussi :P
I bought The Little Prince in english as well :P
Dokupilem Malego Ksiecia po angielsku :P
I bought The Little Prince in english as well :P
Dokupilem Malego Ksiecia po angielsku :P
2007/03/10
I bought new camera!/Kupilem nowy aparat!

I bought new camera... :D
I'm again happy in my own little photographic world :D
And because of my new camera, I can now watch previous pictures made by my 2nd camera with destroyed screen :) and I see, that if I even take a photo without really see what I take... it is not so bad, as I expected... :P
Kupilem sobie w koncu nowy aparat... :D
Znowu jestem w swoim zywiole i moge pukac fotki! :P
Dzieki niemu tez moglem obaczyc te, ktore zrobilem za pomoca drugiego, ktory mam, ale z rozwalonym ekranem :)
i nie powiem :P... niezle strzelam fotki w ciemno (nie widzac co robie :D), wyszly nie tak zle, jak myslalem :D
J'ai achete Le Petit Prince en version oryginal... en francais :)
I bought The Little Prince in original version... in french :)
Kupilem sobie malego ksiecia w oryginale... po francusku :)
aaaa here is that button to upload photos to my blog!!!
aaaa tu jest ten guzik do uploadowania fotek na moj blog!!!
Kamil
2007/03/09
Bloody communists!/Cholerni komunisci!
Have I said how I hate communists??? First they have attacked Tibet! and now they make problems with travelling there!!! With all their procedures I will probably have to spend 500$ just to get from Kathmandu to Lhasa (600km)!!! Now I try to negotiate in Chinese embassy, but I'm not sure if I will be able to get there cheaper! :) Somebody told me once: Communist that's not a human being... There has to be some truth in it...
So I started to think about different ways to the north... :D
Czy wspominalem juz jak ja nie cierpie komunistow??? Najpierw zaatakowali Tybet! a teraz robia problemy z podrozowaniem tam!!! Z tymi ich wszystkimi procedurami najprawdopodobniej bede musial wydac 500$ tylko na przejazd z Kathmandu do Lhasy (600km)!!! Probuje z nimi negocjowac w chinskiej ambasadzie, ale nie wiem czy beda jakies efekty! :) Ktos mi kiedys powiedzial: Komunista to nie czlowiek... Cos w tym musi byc... :P
Rozwazam inne opcje pozdrozy na polnoc... :D
So I started to think about different ways to the north... :D
Czy wspominalem juz jak ja nie cierpie komunistow??? Najpierw zaatakowali Tybet! a teraz robia problemy z podrozowaniem tam!!! Z tymi ich wszystkimi procedurami najprawdopodobniej bede musial wydac 500$ tylko na przejazd z Kathmandu do Lhasy (600km)!!! Probuje z nimi negocjowac w chinskiej ambasadzie, ale nie wiem czy beda jakies efekty! :) Ktos mi kiedys powiedzial: Komunista to nie czlowiek... Cos w tym musi byc... :P
Rozwazam inne opcje pozdrozy na polnoc... :D
2007/03/03
Letter/List: 13; Day/Dzien: 154; KM: 25700; NP-Kathmandu - Fairy for adults/Basn dla doroslych

hi!!!/Witajcie!
hehe... at the moment i'm completely wet, and completely... RED!!! that's not because of large quantity of eaten red fruites, but because today starts "Holy Festival" here... and today everybody puts hundreds of litres of water on each other... it is similar to polish "Smigus Dyngus" during Easter Monday... but not exacty the same... cause not just only water is used! but paints as well...
so on my way to cybercafe I got a lot of paint on me (hoping that it is possible to wash it off my clothes! :P)... now i'm mainly red but also yelow-purple-green! and polish version finishes on the midday... now is few hours later, but i still hear a lot of screaming people (especially wet girls :P)
Hehe... W tym momencie jestem caly przemoczony i caly... CZERWONY!!! i nie dlatego, ze sie nawsuwalem sie jakichs czerwonych owocow, ale dlatego, ze dzisiaj zaczyna sie: "Holy Festival". i dzisiaj wszyscy oblewaja sie setkami litrow wody... Przypomina to polski "Smigus Dyngus" podczas Wielkiego Poniedzialku... ale czyms sie roznia... bo tu nie tylko woda jest w uzyciu! farby tez!!!
wiec po drodze do kafei dostalo mi sie kilka garcsci farb na glowe(mam nadzieje, ze to sie spiera :P) teraz jestem glownie czerwony, ale tez troche zolto-fioletowo-zielony! no i polska wersja konczy sie w poludnie, a teraz jest juz grubo po a dalej slysze krzyczace "niewiasty"...
When I was leaving Varanasi... I met Nepali guy there, so I asked how to get to Nepal by the most convenient way... I said that I wanna take train to the border and next bus to Kathamandu... he said that bus is better than train, cause by train i would go 3 days to Kathmandu (700km)... of course I couldn't believe him (3 days seemed to be incredible period)... At that time I didn't know that speedness records will be broken one after one... next days proved that 3 days period is unsufficiant!!! In Varanasi it started to rain... I got to the station before Midday, but just one train in Khajuraho direction has just left. I heard a lot good things about Nepal in last few days, so I deided to go straight to Nepal... train to Gorakhpur supposed to be in 1 hour time... after 1 hour, when different train has come
on that platform, I went back to the enquiry... i had to wait another 15 mins in the queue... and
i received information, that train will be on another platform in 1 hour time... after that period
obviously there was no train... and after another 10 mins standing in a queue i got information that
train may be at 4... finally it arrived at 5 pm... I supposed to be in gorakhpur at 5...
i reached gorakhpur at 10:30... and i wanted to find enquiry, but i found another guy who had another office there... i asked him about the train to Raxaul (border), he told me to sit and wait a bit... he was talking by his mobile, net landline, mobile again... when he had breaks between calls, i asked again about
the train... he said, that i should relax, sit and wait, he is gonna explain me everything, but he has to make one more call...
after another 15 mins waiting until he finishes... i left his office and found closed enguiry... there was
no any shield in english... i can read devanagari, but i didn't know which train was going through Raxaul...
one guy showed me few... and one of those should start from gorakhpur at 10:30 (it was 10:50)
i started to run to a platform... and i saw departing train... i wanted to kill the guy who was speaking by phone before...!!! at his office I lost important minutes... next train supposed to be in the morning... at 10:30 am...
it has come at 13:00 and i reached raxaul at 6pm!!! border was already closed! so i had to wait another day!
next day i passed the border in the morning... and just after that i realized that there are no buses
in this area because of strike!!! the nearest bus to kathmandu could be reached from the town 25km away...
so I wanted to hitchhike there... after one hour i realized that in Southern Nepal, there are no cars at all!!! (except big towns) just rikshaws (even not auto-rickshaws), bicycles, motorbikes, and horses!!! :P so how to get to that bus??? I had to take normal rickshaw there... and guy was pedalling
with me and my bag 25km!!!
Jak wyjezdzalem z Waranasi spotkalem jednego Nepalczyka i zapytalem jak najprosciej dostac sie do Nepalu... powiedzialem, ze bede jechal pociagami, a w Nepalu autobusem... powiedzial, ze autobus bedzie lepszy niz pociag, bo pociagami bede sie wlokl 3 dni do Kathmandu (700km) - no oczywiscie uznalem, ze cos sciemnia, bo myslalem, ze to niemozliwe jechac 700 km w 3 dni!!! ale wtedy nie wiedzialem, ze rekordy predkosci beda od teraz bite jeden po drugim... jak sie okazalo, w 3 dni nie udalo mi sie dojechac do Kathmandu!!!
W Waranasi zaczelo padac... na stacji bylem juz przed poludniem, ale jedyny pociag w kierunku kadzuraho juz odjechal... ostatnio ostalem napakowany dobrymi informacjami o Nepalu, wiec postanowilem jechac tam od razu... pociag do Gorakpuru mial byc za godzine... oczywiscie na prawidlowym peronie o prawidlowej godzinie przyjechal nieprawidlowy pociag... na szczescie nie wsiadlem... :Dwrocilem do informacji po wyjasnienia... odczekalem "swoje" w kolejce i sie dowiedzialem, ze pociag bedzie za godzine (za przyslowiowa godzine oczywiscie)... oczywiscie w podanym czasie zadnego pociagu nie bylo... znowu kolejka... znowu pytanie... znowu ma byc za godzine... tym razem o 4... przyjechal o 5... o te godzinie to ja mialem byc juz w Gorakpurze... na miejsce dotarlem o 10:30...
chcialem znalezc informacje... ale wczesniej doterlem do jakiegos biura, gdzie zapytalem o moj pociag... gosc powiedzil zebym sobie usiadl, i poczekal, az on gdzies zadzowni... i tak sobie dzwonil i dzownil prze komorke, stacjonarny, komorke... kiedy pytalem o pociag... prosil bym sie uspokoil i poczekal... w koncu wyszedlem... znalazlem informacje ale byla zamknieta... nie bylo zadnej tablicy po angielsku... no niby umiem czytac dewanagari, ale to nie jest ostatnia stacja, wiec na tablicach jej nie bylo... ktos mi pokazal pociagi jadace do Raxaul... okazalo sie, ze jeden mial byc o 10:30... byla 10:50... popbieglem na peron... i tylko widzialem odjedzajacy pociag... :D goscia od telefonu ciezko mi bylo nie ubijac... bo to przez niego strailem te wazne minuty... nastepny mial byc o 10:30 rano... przyjechal o 13:00 i dojechalem do Raxaul o 18:00... wlasnie zamkneli granice... :D musialem poczekac kolejny dzien... i kiedy juz bylem w Nepalu, dowiedialem sie, ze nie autobusow do Katmandu, bo jest Strajk od kilku dni!!! Najblizsze autobusy odjezdzaja z miasteczka 25 km na polnoc... postanowilem pojechac stopem... jak sie okazalo... nie tylko autobusow tam nie ma... poza kathmandu i pokhara tu nie ma nawet samochodow!!! Tylko riksze (nawet nie auto-riksze) motory, rowery i konie!!! wiec jak sie dostac stad do autobusu??? musialem pojechac riksza... i koles tak pedalowal majac mnie i moj plecak przez 25km!!!
after that i found the bus to kathmandu... it was 12 o clock... i paid for ticket... and i knew that it is gonna start when get full...
it got full at 4pm!!! i've heard that in nepal you can live out magic things... and that's whole true! for example during the way to kathmandu my camera disappeared!!! isn't that magic??? but not camera was important... the pictures!!!
i lost all since Christmas... almost all goan, whole from southern and eastern india...
another thing which i could experienced first time in my life... that was the situation, when close to midnight... our driver dissapeared for 2,5 hours!!! :P he was sleeping in open air "motel" close to the way! finally i reached kathmandu at 5 am!!! i spent 17 hours in bus... (170km!!!) probably my rikshaw guy was going faster!!!
jak juz znalazlem autobus do Kathmandu... (byla 12:00)... zaplacilem za bilet... i czekam.. bo wiem, e autobus nie ruszy, az sie nie zapelni... zapelnil sie o 16... slyszalem, ze w Nepalu dzieja sie magiczne rzeczy, czego moglem doswiadczyc na wlasnej skorze... w autobusie zniknal moj aparat, ale to nie to czego mi szkoda najbardziej... razem aparatem karta, a na niej z 1000 zdjec poczawszy od swiat do teraz... czyli nie ma juz zdjec z goa, z poludniowych i wschodnich indii (poprzednie bezpiecznie polecialy do UK)... ale to nie koniec... okolo polnocy rowniez kierowca gdzies zniknal... jak sie okazalo poszedl spac do "motelu" na swiezym powietrzu... w koncu dojechalismy do katmandu o 5 rano... w autobusie spedzilem 17godzin (170km)... chyba ta rioksza dojechalbym do katmandu szybciej!!! :P
Kathmandu that's amazing town... very different than other asian towns which i have seen... streets of old town looks really similar to european towns such as paris or berlin on the pictures
from 17th century!!! and here is beatiful durbar square... which contains 50 different hindu
and buddhist temples! when i got there first time, i couldn't believe, that something like that
exists on the world... on the 2nd day i got to one large buddhist stupa outside of town...
which is an amazing place on the hill, where you can watch whole panorame of kathmandu! after that i got to the city centre... and i saw Kumari... just one living goddess on the whole world!!! She is just a little girl, chosen of the family which are descendants of Siddharta Gautama (Buddha) family... and she is goddess until the first drop of blood (first cut or menstruation)...
after that she stops to be a goddess and she receives lifetime pension and next Kumari is chosen
(kumari in hindi and nepali means virgin)
Katmandu to niezwykle miasto... rozni sie od inncy azjatyckich miast i t bardzo... wlasciwie to wyglada tak jak europejskie miasta... tyle ze 400 lat temu... widac tez wplywy hinduskie i chinskie... sa tu nawet pagody...
jest tu takie miejsce jak durbar square... gdzie jest 50 swiatyn... wszysko razem wyglada jak z bajki... :D
na durbar square mieszka hinduska bogini - kumari - jest zywa i prawdziwa... jest mala dziewczynka, ktora jest boginia az do pierwszej kropli krwi (menstruacji lub skaleczenia), potem wraca do normalnego zycia i dostaje dozywotnia pensje... i nastepna kumari jest wybierama z 4-5 letnich dziewczynek z rodzin bedacych potomkami rodziny buddy - ciekawe jak to jest byc lokalnym bogiem... kumari znaczy w hindi i po nepalsku "dziewica"...
wdrapalem tez sie na pobliskie wzgorze z buddyjska stupa... malo tego, ze sama ona wyglada imponujaco... ale widok jaki sie stamtad rozposciera na miasto jest nie do opisania... do tego Himalaje w tle...
in kathmandu i live in city centre... in the district called thamel... there are a lot of tourists, book shops, travel agencies... kathmandu is 700 000 people town... so like for example Krakow, but seems to be much smaller... cause anywhere i can get easilly by foot... in my hotel... they have told me, that they have solar system to get water hot... :D so i got to the roof and started to look for solar energy collectors... and i realized that solar system in nepal means cisterns of water put onto direct sunlight!!! :D so water is hot just from midday up to sunset :P hehe
w katmandu mieszkam w samym centrum... w dzielnicy zwanej tamel... jest tu sporo turystow, ksiegarn, agencji podrozy... w kathmandu mieszka 700 000 ludzi, czyli tyle co w Krakowie, ale wydaje sie duzo mniejse... wszedzie mozna chodzic na piechote... :D w moim hotelu, powiedzino mi, ze maja grzanie wody energia sloneczna... podeekscytowany tym, wdrapalem sie na dach szukajac kolektorow... znalazlem metalowy baniaq na wode... wystawiony na slonce... i tak woda sie grzala... no chlopaki to maja pomysly... tak wyglada energia ze slonca w wydaniu nepalskim...
2 days ago I met first polish people in Nepal... :D but not just single couple... that was 45 people group!!! they were buddhist pilgrims!!! and they had an big journey to Bhutan, India and Nepal!!! really nice people... they have invited me to their party... and on another day to an excursion to some holy caves and buddhist cloister/monastery... THANK YOU FOR THAT!!!
They gave me 2 beautiful books, one is written by Lama Ole! and this i'm gonna read next, after finishing George Orwell's - "1984"... :P
2 dni temu potkalem pierwszych Polakow w Nepalu... ale nie jakas parke... tylko 45 osob!!! buddyjscy pielgrzymi... zrobili sobie wielka wycieczke do Nepalu, Indii i Nepalu... fantastyczni ludzie... zaprosili mnie do siebie na impreze... a nastepnego dnia na wycieczke po lokalnych swetych jaskiniach i klastorach... DZIEKI!!! BYLO SUPER!!! Do tego podarowali mi 2 madre ksiazki, w tym jedna Lamy Olego! i te przeczytam jako nastepna... zara jak skoncze "1984" Orwella...
oh... Kvetko... Buddisty stretnuti v Kathmandu povedali mi, ze to co Ty jsi mi dala, to je dulezity/vazny straznik! ja jsem toho casnejse ne vedel... Djakuji este raz :P
Last things about Kathmandu, which I can say... that the internet is 4 times cheaper and much faster than in India... it costs 10NPR/h which is 15c/8p per hour...
and kathmandu has almost no addresses!!! street got names just few years ago... and buildings don't have numbers... important places are rocognised by name... but normal people have to pay for post box :D... isn't it funny??? :D
there is no so heavy traffic in the streets, people don't horn all the time... and it seemes to be a bit cleaner... :D
Ostatnie co moge napisac o Katmandu to:
Internet jest 4 razy tanszy tu niz w Indiach! i do tego jest szybszy... kosztuje 10NPR=50gr za godzine!!!
w Kathmandu nie ma prawie adresow!!! ulice dostaly nazwy kilka lat temu, ale budynki dalej nie maja numerow... waniejsze miejsca sie rozpoznaje po nazwie! a normalni ludzie maja skrytki pocztowe :D... jajca, nie...
do tego nie ma tak wzmoonego ruchu na waskich uliczkach, ludie nie trabia aly czas na siebie i wyglada ze jest tu czysciej... :P
my new address if you want to send me anything (will be valid for few weeks)
moj nowy adres... jak chcecie mi os wyslac (bedzie wazny przez kilka tygodni)
Kamil Dudkowski
C.O. Paurushj Rana
GPO P.O. BOX NR 23548
Sundhara
NP-Kathmandu-4
NEPAL
additional information: my phone doesn't work here :D
dodatkowa informacja: moj teleon tu nie dziala :D
Hugs/Usciski/Abrazos :P
Kamil
2007/02/24
Letter/List: 12; Day/Dzien: 147; KM:ca/ok. 25000; IND - Varanasi - The Holy Hindu town/Swiete miasto hinduizmu

hi/czesc
I'm in Varanasi now!!! That's the most important hindu town on the world... :P, and one of the oldest on the world... it is said that varanasi is older than Hinduism, older even than India, when anywhere else was nothing, Varanasi or Benares existed already as a world cultural metropoly... and when I came here, I saw the town and i agreed with that... that's really specific town... a bit different than other indian towns... it has thousands of small streets crossing whole the city centre and those streets look like neverending ones... sometimes I feel like in a big labirynth/maze... Varanasi is upon Ganga/Ganges river... which is of course the holiest Hindu river... River looks completely black and dirty... today I saw many fired Hindu bodies on the river bank... they go for cremation here... (now without alive widows of dead husbands :P), it is used 200kg of wood to cremate each body... and that's special wood... made from special kind of tree (I don't remember the name), but that wood can burn the body even during tha rain, and because of it, you don't smell dead bodies in the air. all the fires are fired from probably Siva fire, which has been firing for 5000 years without a brake... after cremation, special person finds last bones, and put them to the river... every day in the morning other people put all the ashes to the river... but it doesn't disturb other hindu people to swim here, take a "river shower" or wash their clothes here... :D the most orthodox hindus even drink ganga water here!!!
teraz jestem w Waranasi!!! To najwazniejsze miasto hinduistyczne swiata...:P i jedno z najstarszych na swiecie... Mowi sie, ze Waranasi jest starsze niz hinduizm, starsze nawet niz Indie i kiedy gdzie indziej nie bylo jeszcze nic, to Waranasi czy tez Benares istnialo jako swiatowej klasy kulturalna metropolia... kiedy tu przyjechalem, i kiedy zobaczylem miasto, moglem sie tylko z tym zgodzic... To jest specyficzne miasto... wyglada inaczej niz inne indyjskie miasta... tysiace nieskonczenie dlugich uliczek krzyzujacych sie w centrum... czasem czujesz sie naprawde jak w Labiryncie...Waranasi lezy nad gangesem, ktory jest oczywiscie najswietsza hinduska rzeka... Ale rzeka wyglada syfiasto... cala czarna... Dzis widzialem palone ciala hindusow... (Na szczescie juz bez wdow po zmarlych mezach)... do kazdego ciala zuzywa sie 200kg specjalnego drewna, ktore palisie nawet podczas deszczu i dzieki niemu nie czuc w powietrzu rozkladajacych sie cial... Wszystkie ogniska rozpalane sa z ogniska (chyba) Sivy, ktore zostalo rozpalone ponad 5000 lat temu i plonie nieprzerwanie do teraz... po kremacji, specjalna osoba zbiera pozostale kosci i wrzuca do rzeki, kazdego dnia jeszcze inni ludzie wrzucaja prochy do rzeki... ale to nie przeszkadza hindusom w kapaniu sie tutaj, robieniu prania... a co bardziej wierzacy nawet pija wode z gangesu!!!!
Other thing which is perfect here... that's masala dosa... completely different from any other in the country... that's not just a thin crepe/pancake with a bit of potatoes with spices (mainly chilly)... but many, many differents (with the same name!!!), but here they don't use chilly as often as anywhere else... today I ate masala dosa even with tomatoes, peas, haricots/french beans... and other things inside... here in varanasi I met first time sweet samosas(?!?) made with sweet white cheese inside and made with honey water outside... perfect!!! and on the street masala dosa costs 10-12INR 13p/25c!!! and samosa 2,5INR 3p/5c!!!
jest tu jeszcze jedna fantastyczna rzecz... masala dosa... kompletnie inna niz w innych czesciach kraju... to nie tylko cieniutki nalesnik z mala iloscia ziemnikow i przyprawami (glownie chilli) w srodku... ale duzo roznych(o tej samej nazwie)... tu nie uzywa sie tyle chilli co gdzie indziej... dzis zjadlem dose z pomidorami,groszkiem, zialonymi fasolkami i z innymi farfoclami w srodku... tutaj tez mozna dostac... slodkie samosy (?!?) zrobione z bialego sera w srodku i oblane rozcienczonym miodem... suuuper... masala dosa kosztuje tu 10-12INR 90gr i samosa 15gr!!!
and In Varanasi I met the most creative auto-rickshaw wallahs :P... because of the main train line is in Mughal Sarai on the second bank of the ganga/Ganges river, there is 15 km to go from train station to Varanasi (of course there is big train station also in Varanasi, but there was no train from Gaya to it)... in the train I met really nice tibetan people... who wanted to go to Varanasi as well as me... so we decided to go together... when we left the station, auto-rickshaw wallahs attacked us as usually, but this time their creativity was unexpectable... they started to say that there are no any bus to Varanasi (of course there is:P) and they said that main bridge is closed for fixing and the closest one is 30 km away (of course I haven't believed them, but that was partially the truth, main bridge was closed, but the other pontoon one was 5-10km away :P)... and now the best... one taxi has taken us to varanasi for 125INR (5 people for the price of bus) and we wanted to go to one hotel... but the guy said, that hotel has been burnt by fire few years ago... but he said that he is gonna tak us to his friend's hotel (of course that's bull shit - here he receives the highest commision :D), but his friend's hotel was quite close to "ours one" so we said yes for cheaper transport... there we said that we don't like the price of rooms and we left... and... we found our hotel!!! and it was looking quite good as burnt one... and somebody has removed the owners memory, cause they din't remember any fires... :D... Incredible India... :D don't trust anybody... hehe
W Waranasi spotkalem najbardziej kreatywnych rikszarzy :P z powodu tego,ze stacja znajduje sie w Mughal Sarai na drugim brzegu rzeki, to jest jeszcze 15 km do przejechania (oczywiscie w Waranasi tez jest duzy dworzec, ale zaden z moich pociagow tam nie jechal...) W pociagu spotkalem fajnych tybetanczykow, ktorzy tez jechali do waranasi, wiec postanowilismy jechac razem... zaraz po opuszczeniu stacji jak zwykle zostalismy zaatakowani przez rikszarzy... ale ich kreatywnosc byla nie do przewidzenia... twierdzili zgodnie ze nie ma autobusu do Waranasi (oczywiscie jest) i powiedzieli, ze most laczacy miasta jest w remoncie, a nastepny jest 30 km stad... (oczywiscie im nie wierzylem, ale jak sie okazalo most faktycznie byl remoncie,ale dotymczaswego pontonowgo moze bylo 5km dalej), a teraz najlepsze... gosciu obiecal ze nas wezmie po cenie autobusowej 5osob razy 25=125INR, ale musimy odwiedzic hotel jego przyjaciela (wiadomo, ze to g.... prawda (h.... pravda pre citajucich v cestine alebo slovencine), tam po prostu dostaje najwieksza prowizje od wlasciciela za sprowadzanie gosci), my mielismy swoj hotel, do ktorego chcielismy jechac... ale wtedy cena za taxi juz nie byla tak atrakcyjna :P)... jak sie doweidzilismy... nasz hotel splonal w wielkim pozarze kilka lat temu... oczywiscie na miejscu nie skorzystalismy z hotelu nam wskazanego mowiac, ze nie podobaja nam sie pokoje i ich ceny... kiedy pokrecilismy sie troche po kretych uliczkach... znalezlismy "nasz hotel" do ktorego chcielismy jechac na samym poczatku... calkiem niezle wygladal jak na zgliszcza...i do tego ktos im wykasowal pamiec (chyba faceci w czerni tu byli), bo nie wiedzieli nic o zadnym pozarze... :DDD incredible India... :D nie ufac nikomu hehe :P
after pondicherry, where I've written my last mail from... I got to Chennai (Madras)... train was going there (120km) 8,5 hours which was undoubted my speedness record... even pakistani lorry was going 25km/h... In chennai there was really not much to see, so I wanted to go to the beach... there is said that's the longest beach on the world (13km) which of course another bullshit cause the longest beach in Europe that's beach in Poland from Swinoujscie to Piaski and is more than 500km long with little brakes for river mouths... when I reached the beach... beyond thousands of people (croud like in Ustka!!!), sun and trashes and no even one shadow!!! there was no electricity either so I could forget about cold beverages!!! Terrible... but I didn't know that was a beginning of my Chennai's adventure...
po pondicherry, skad pisalem ostatni mail, dotarlem do Chennai'u (Madras'u)... jechalem tam pociagiem (120km) 8,5H... co jest niewatpliwym rekordem predkosci... nawet pakistanski tir jechal 25km/h... W Chennai'u nie ma zbyt wiele do zobaczenia... wiec postanowilem wybrac sie na plaze... tutaj twierdza, ze to najdluzsza plaza na Swiecie (13km) co jest kolejna kompletna bzdura, bo najdluzsza plaza w Europie to ta w Polsce ze Swinoujscia do Piaskow i ma ponad 500km z malymi przerwami na ujscia rzek... kiedy dotarlem do plazy... poza tysiacami ludzi (tlum jak w Ustce!!!), sloncem i smieciami nie ma tam zaaaadnego cienia!!! nie bylo tam nawet pradu, wiec moglem zapomniec o jakims zimnym napoju!!! tragedia... ale wtedy nie wiedzialem,ze to dopiero poczatek mojej przygody z Chenai'em...
I realized that if here is nothing else to see, I wanted come back to train station I wrote my diary... so I started to ask, how to get by bus to the city center... everybody was saying the same bus number, but one half was showing 1 direction and second half another direction... so I had to decide by my self... I was in quite poor district so nobody couldn't speak english... just few words... so they couldm't explain why everybody shows different direction... :D when I caught the bus... after few stops somebody told that I should leave the bus, cause that's city center, but it didn't look like... but I left... and I started to ask for train station... so everybody shows different directions... I wanted to kill somebody there... :D... when i was walking there and coming back, I found large building like a commerce centre with the name: "City Centre"!!!! Now I got really angry... cause there was hot, and I was there, where I didn't want to be!!! that was not that "City Centre" which I was looking for!!! but I entered to look what is inside... and I found really big bookstore... maybe not like british/american borders or waterstone, but like polish empik megastores... I spent there more than 3 hours... and again spent a lot of money... of course in UK I would spend that money for 1 book, not for 4, but in Indian reality that was a lot :P... after bookstore I found supermarket there!!! I couldn't believe, normal supermarket in India... I asked staff for details... who is the owner and so on... and I got information, that's first and at the moment just one supermarket in whole India!!! I'm not sure is it truth, but who cares... after supermarket I found cinema on the last floor (i was feeling there like in normal european multiplex) I wanted to see an indian movie there, but as usually there was no tickets... :P
Uznalem, ze skoro tam wlasciwie nic nie ma do ogladania, to wracam na dworzec pisac pamietnik... wiec zaczalem pytac ludzi,jak sie dostac do centrum miasta (City Centre)... kazdypodawal jeden numer autobusu, ale 2 przeciwne kierunki... no jak to ja... wiem, ze centrum miasta jest tylko w 1 z nich... :P a ze to byla biedna dzielnica, to niewiele kto tumowil po angielsku, wiec nie moglem sie doweidziec, czemu tyle ludzi wskazuje mi rowniez przeciwny kierunek... kiedy juz zlapalem autobus, kazano mi wysiasc po ilku przystankach, ze to niby "City Centre" - centrum miasta... ale nie wygladalo... kiedy zapytalem o dworzec... ponownie kazdy wskazywal inny kierunek... mozna zwariowac... kiedy tak sobie chodzilem w te i spowrotem zobaczylem wielki budynek nazyuwajacy sie uwaga... werble!!! "City Centre" - Centrum Miasta... - teraz to sie juz wq... zdenerwowalem :D... bylo goraco, a ja bylem tam gdzie nie chcialem byc i do tego jeszcze dalej od celu niz bylem na poczatku!!! no ale wszedlem do tego City Centre gdzie znalazlem wielka ksiegarnie z tysiacami ksiazek... siezialem tam prawie 3H i znowu wydalem kupe pieniedzy... co prawda w anglii bym za te cena kupil jedna ksiazke, a nie 4... ale jak na hinduskie warunki to calkiem sporo...po ksiegarni znalazlem supermarket!!! prawdziwy supermarket!!! nie wierzylem wlasnym oczom... Po wypytaniu staffu o szczegoly... okazalo sie, ze to ponoc pierwszyi jedyny supemarket w Indiach...!!! nie wiem czy to prawda, ale co za roznica... po supermarkcie znalazlem na ostatnim pietrze kino... (no prawdziwy europejski multiplex) chcialem zobaczyc hinduski film, ale jak zwykle nie bylo biletow...
after 24 hours train journey I reached bhubaneswar, where from I got to Konark... there is really nice sun temple, and beach 3 km away... I got an oceanbath there first time in Bay of Bengal... water was not so warm like in the south, but not bad... probably 20 degrees... but waves... beautiful... at least 2M high
po 24H jazdypociagiem dotarlem do Bhubaneswar'u, a stamtad do Konark... gdzie jest bardzo ladna swiatynia i plaza 3km od niej... wykapalem sie w koncu w Zatoce Bengalskiej... woda nie taka ciepla jak na poludniu, ale nie byla zla... jakies 20stopni... ale jakie fale... co najmniej 2M
from Bhubaneswar I got to Kolkata/Kalikata/Culcutta... but on the way the TTE (tickets controller in a train) said that my ticket is invalid, cause it is 5 days old, and the ticket is valid 24 hours...what was completely bullshit, cause direct train from Kanniyakummari to Kolkata (my ticket was for that way - 2450km) goes 50hours... so ticket cannot be valid 24 hours... and I know, that I can brake my journey after every 500km for 2 days (so 4 brakes for 2 days each + 50 hours going thats make more than 10 days validity), but I didn't want to talk about the logical thinking and Indian Railways rules with somebody who should know them better than me... and that was happend at 2 o'clock AM... especially when he said that he is nice and I don't have to pay for another ticket this time (of course i would not pay anything even when he would be not nice :P)... when I reached Kolkata in the morning, I wanted to leave my luggage on the cloak room, but the guy, which needed about 5-10minutes to serve each person was really not nice and he said that I can't leave luggage cause myticket is invalid!!! so i wanted to get the proper information for the future, when the ticket is valid, and when it is not...but i didn't want to forgive up!!! it has taken almost 3 hours of going from one room to another in the 2nd the biggest indian town to get the rules of transport by indian railways!!! I was feeling like a hero from polish commedy about polish communistic times (by the way, Kolkata and West bengal are also communistic like kerala)... when i read the rules, of course i was right... and after 3 hours I could leave my luggage in the cloakroom... I made a picture of the most important rules just in case for the future :P Incredible India... :D
Z bhubaneswaru pojechalem do Kalkuty... ale podrodze TTE - konduktor umyslil sobie, ze moj bilet jest niewazny, bo ma juz 5 dni i twierdzil, ze bilet jest wazny tylko przez 24H... co oczywiscie tez mialo zwiazek z rzeczywistoscia taki jak z logika... skoro pociag z kanijakumari do kalkuty (mialem bilet na te trase - 2450km) jedzie 50godzin! wiec bilet nie moze byc wazny przez 24?!?! do tego co 500 km moge robic sobie 2dni przerwy co daje 4 przerwy po 2 dni i 50h jazdy wiec razem ponad 10 dni waznosci biletu..., ale nie chcialo mi sie tego tlumaczyc gosciowi, ktory powinien to wiedziec lepiej ode mnie... byla 2 w nocy... i koles stwierdzil, ze tym razem mi podaruje i nie bede doplacal do nastepnego biletu... (i tak bym nie doplacil :P) kiedy dotarlem do Kalkuty, koles z przechowalni bagazu stwerdzil, ze nie mgoe zostawic plecaka, bo... uwaga... nie mam waznego biletu! myslalem ze tam kogos walne... ale w walce z debilnymi urzednikami rzadko sie poddaje... szczegolnie wie o tym slupski urzad paszportowy... :P... spedzilem na tym dworcu prawie 3H biegajac z jedego pokoju do drugiego, od jednego kierownika do nastepnego... w drugim codo wielkosci miescie indii!!! i nigdzie nie bylo ZADNEGO regulaminu, ani spisanych zasad jak Indian Railways wlasciwie dzialaja... dopiero po 3 godzinach dotarlem do kogos, kto wiedzial gdzie cos takiego jest trzymane!!! czulem sie jak na polskiej komedii o PRL!!! jak poczytalem sobie te zasady... okazalo sie, ze mialem racje... zrobilem sobie zdjecia najwazniejszych zasad tak na wszelki wypadek i po 3 godzinach moglem zostawic bagaz w przechowalni :P Incredible india... :D
In Kolkata you have to pay for entry to any Kolkata's park!!! Incredible!!! I've seen victoria Memorial there... I was in the biggest Asian planetarium... and i got a ticket (first time in my indian life there were still tickets in the counter before a movie!!!) i paid 40INR i've seen first indian movie in my life... that was "Traffic Light"... and i was enjoyed... :D it was just in hindi... no subtitles... sometimes some scenes could take less time and screen tears (for example: deconstruction of traffic light has taken more than 5 minutes)... but movie was not bad... and i wanna see another one... :D
W Kalkucie placi sie za wejscie do parkow!!! az niemozliwe! Widzialem tam Victoria memorial... bylem w najwiekszym azjatyckim planetarium... i udalo mi sie kupic bilet (o dziwo byly w jednym kinie) na hinduski film..."Traffic light" i w sumie mi sie podobal... :D ale dokonca nie wiem o co chodzilo... moze dlatego, ze byl w hindi bez napisow :P czasem sceny moglyby byc krotsze - szczegolnie wyciaganie tytulowego sygnalizatora trwalo dobrych kilka minut... ale film nie byl zly i chce zobaczyc nastepny...
After kolkata i got to gaya and from there to bodhgaya which is really amazing place, where growns the tree under which buddha got the enlightment... there are a lot of pilgrims from the whole the world... :D but I've had another adventure in the train from kolkata to gaya... in Kolkata i "couldn't" get the ticket for sleeper class, cause really often indian salesmen think that you can't buy it without reservation... and reservation you can make at least 2 days before the train's leaving... but in kanniyakummari i got the information that you can buy it,but almost nobody knows how to sell it!... so I was trying in few counters... but everybody said that's impossible to get this kind of ticket... even after showing them... my ticket, which was exactly what i needed... no... impossibe... so i had to buy 2nd class ticket as usually... enter sleeper class, wait for TTE, and pay the difference + little additional fee... that was as usually... but this time... guy wanted to pay him 350INR and said, that he will forget about my "invalid" ticket!!! of course I knew that for normal ticket I would pay not more than 100INR, but maybe he thought that I'm new and full of money... when i said that i won't pay him, he started to shout on me!!! that he is not gonna sell me any ticket and i have to go to 2nd class, where is obviously no space even for my fingernail... and i had big luggage with me... but i never forgive up... so I found another TTE and i told him about the situation... sometimes I have good luck... :D they were enemies :D... I got a space for free from 2nd TTE, but he called special Railway Police... I said wat was happend... other passengers said, that they heard when he was shouting on me... and he got arrested for corruption!!! So to other people who want to cheat on me... better watch out! :D
Po kalkucie pojechalem do Gaji a stamtad do bodgaji, ktore jest niesamowitymmiejscem... bo tu rosnie drzewo, pod ktorym budda sie oswiecil... jest tam sporo tirystow z calego swiata... :D ale podrodze mialem nastepna przygode w pociagu... W Kalkucie jak zwykle nie bylomozliwe kupienie bilety na Sleeper class bez rezerwacji... no bo oczywiscie zadengosc nie potrafi sprzedac takiego biletu (bo nikt takich nie kupuje poza mna) i tweirdza,ze takich biletow w ogole nie ma... ozywiscie pokazywanie sprzedawcy, ze juz taki mam ichce nastepny rowniez nie pomaga... wczesniej tez myslalem, ze takich biletow nie ma, dopoki gosc w Kannijakumari nie sprzedal mi takiego wyjasniajac, ze generalnie nikt nie wie o takim bilecie, bo nikt ichie uzywa... wiec musialem kupic bilet 2 klasy jak zwykle z reszta... wejsc do Sleeper Class, zajac miejsce i zaplacic roznice u konduktora z niewielka doplata karna... tak bylozazwyczaj... teraz los chcial inaczej... konuktor wzial mnie na bok i chcial ode mnie 350INr i wtedyzapomnimy o bilecie... oczywiscie wiedzialem, ze doplata nie wpoiwnna byc wieksza niz 100INR... ale moze on myslal, ze jestem tu nowy i z pelnym portfelem... jak powiedzialem, ze mu nie zaplace... zaczal na mnie krzyczec, ze co ja sobie wyobrazam... zeonwielkodusznie przyjmuje mnie do dobrego wagonu ze zlym bileem i w ogole... :D powiedzial ze nie sprzeda mizadnego biletu i ze mam isc do 2 klasy... gdzie oczywiscie nie ma miejsca nawet na moj paznokiec,a codopiero na mnie i moj bagaz... ale jak wiadomo ja sie rzadko poddaje... znalazlem innego konduktora w innycm wagonie... opowiedzialem o sytuacji... tym razem mialemszczescie... byli jakimis wrogami... dostalem miejsce bez zadnejdoplaty... on wewal policje kolejowa, opowiedzialem cosie stalo, inni pasazerowie potweirdzili, ze na mnie krzyczal i zostal aresztowany za korupcje...!!! Wiec jak ktos jeszcze chce mnie oszukac... niech lepiej uwaza... :DDD
in that train to gaya my phone got dead so alarm clock didn't work so i overslept my station...from next one I had to come back in 2nd class passenger train... try to guess how many people with luggages can be in one part of coach... for example in poland in 2nd in one part you have 8 places,but i think it is possible for 4 another to stand if they have to... and in 1st class you have 6 sitplaces...
in 2nd class train to Gaya i counted 39 people with luggages (goats included as a luggage) in each part of the coach... i don't count people on the corridals and hanged on the windows outside... incredible india :P
from gaya to bodhgaya i've taken autorickshaw where there were 12 people with me... if you don't believe... i made a movie... cause I wouldn't believe if somebody else would tell me that... :D (until that time record was in morocco...i was going in taxi with 8 people)
w pociagu do gaji moj telefon umarl wiec budzik mnie nie obudzil i przespalem stacje... z nastepnej do gaji musialem jechac 2 klasa... zgadnijcie ile ludzi z bagazami wchodzi do przedzialu... przypomne, ze w PL wchodzi do 2 klasy 8 osob i w ekstremalnych warunkach jeszcze 4 moga stac... a w 1 klasie 6 osob... w pociagu calym drugiej klasy do Gaji w jednym przedziale naliczyliczylem 39 ludzi z bagazami (kozy wliczone jako bagaz) w kazdym przedziale, nie liczylem ludzi na korytarzach i wiszacych na zewnatrz na oknach...
Z gaji do bodgaji pojechalem autoriksza, gdzie razem ze mna i kierowca siedzailo... 12 osob... jak nie wierzycie... zrobilem filmik...bo sam bym nie uwierzyl, jak by mi ktos inny to powiedzial... (do tej pory rekord byl w Maroku... gdzie jechalismy taksowka w 8 osob:P)
After bodhgaya I got to Varanasi, where I am at the moment...
Z Bodgaji przyjechaem do Waranasi, gdzie jestem teraz...
After Varanasi I'm going to Khajuraho and next to kathmandu... today I found information in Wikipedia that the 10 years little artifficial home war in Nepal has finished on 21/11/2006 so just one day before i got to india... I feel a bit o pity, cause I wanted to find some communists "rebeliants" in Nepal, (thay are completely harmless for tourists and i could to visit their camps- they charge 100NPR for one day with them :PPP)
Stad jade do Kadzuracho a potem do Katmandu... dzis znalazlem informacje w wikipedii, ze ich "niby" 10letnia wojna domowa w Nepalu dobiegla konca 21/11/2006 czyli jeden dzien przed moim przyjazdem do indii... troche szkoda, bo chcialem znalezc jakichs komunistycznych "rebeliantow" w Nepalu (sa nieszkodliwi dla turystow i mozna posiedziec w ich obozach za 100NPR za dzien :PPP)
and quotations from Bhubaneswar's menu:/Cytaty Bubaneswarskiego menu (tylko po angielsku)
Choclet pankeyck
Plane rice
I hope you understand/mam nadzieje, ze rozumiecie :P
Kamil
2007/02/17
Letter/List: 11; Day/Dzien: 140; KM: 23000; Pondicherry - Vive la France! - Monsoon?/Monsun?

Hi!/Czesc!
Tonight I reached Pondicherry - French Colony on Subcontinent... This town looks exactly like little French towns!!! It's unbelievable that here live 600 000 people... It looks like 50 000 little town... :D but that's not what I wanted to write...
Dzis w nocy dotarlem do Pondicherry - francuskiej kolonii... Miasteczko wyglada jak wyjete prosto z Francji!!! Az ciezko uwierzyc, ze tu mieszka 600 000 ludzi... jak w Gdansku! Wyglada na moze 50 000... :D ale to nie to, co chcialem napisac...
When I arrived at 5:00 AM here... I went to the beach, cause I wanted to see Sunrise above the sea level (I think that's first time, when I have sea on the east :P)... but I realized that I see just clouds... but not normal Indian ones, but dark... British ones... (but Pondicherry wasn't British colony at all!!! :D)... Just after sunrise it started to rain a bit... but it didn't want to stop!... That's my first rain in India... last one I had 22/11/06 in Waghaborder in Pakistan!!! Now it rains really much... and I remember that yesterday I was dying because of hot!!! :P Hehe... Miracle? maybe not...
Kiedy dotarlem o 5 rano... Poszedlem na plaze, bo chcialem obejrzec pierwszy raz wschod Slonca nad morzem (bo to chyba pierwszy raz, kiedy mam morze na wschodzie :P)... ale zobaczylem tylko chmury... i to nei takie biale indyjskie, ale ciemne... brytyjskie (a przeciez Pondicherry nigdy nie bylo brytyjskie!!! :D)... Zaraz po wschodzie zaczelo kropic... i nie przestawalo!... To moj pierwszy deszcz w Indiach... ostatni mialem 22/11/06 w Wagaborder w Pakistanie!!! Teraz pada tak calkiem calkiem... pamietam jak wczoraj zdychalem z goraca!!! :P hehe... czyzby cud? moze nie...
I'm not sure... but maybe monsoon is coming in this year a little bit earlier? cause I know that it always starts in March from Chennai (I'm 150 km south from it)... but I also know... that when it comes... it looks like one waterfall from the sky! so... I don't know... :D but I think that it may be last time to escape to the north :P... I wanted to go to Auroville (I'm just 10 km from it), but in this rain, I think, that's not smart idea... it means that I have to ascape to Chennai tonight...
Nie jestem pewien, ale moze tegoroczny monsun idzie wczesniejszymi wielkimi krokami... musze uwazac by mnie nie zdeptal... Wiem, ze monsuny zawsze zaczynaja sie w Marcu w Chennai (Jestem 150 km na poludnie)... ale tez wiem, ze kiedy taki monsun sie pojawia... wyglada jak sciana wody z nieba! wiec... nie wiem :D... w kazdym badz razie to moz byc znak, ze trzeba sie stad wynosic... :D Chcialem skoczyc jeszcze do Auroville (10 km), ale w deszczu ten pomysl nie przejdzie... to chyba znaczy, ze sie zmywam do Chennai juz dzis w nocy...
I send some pictures... cause I see that in Pondicherry there is good and cheap Internet... :D
Korzystajac z okazji, ze w Pondicherry zainwestowano w tani i szybki internet... wysylam kilka fotek :P
so C ya... :D/ nara... :P
Kamil
2007/02/16
Letter/List: 10; Day/Dzien: 139; KM: 22400; Kanniyakumari-Madurai [IND] - HOOOOT, GORAAAACOOO!!!

Hi!!!/Czesc!!!
I haven't been writing letters for such a long time, but You could read a bit about my life on my blogsite: www.hitchhiketheworld.blogspot.com. Now I'm in travel again... so I feel alive again :P
Nie pisalem listow przez jakis czas, ale mogliscie troszke poczytac o mnie na moim blogu: www.hitchhiketheworld.blogspot.com. Teraz znow jestem w drodze... wiez znow czuje, ze zyje :P
In my last blogpost (not in letter :P) I wrote that I found fantastic Polish people "in the Ocean" in Goa and we spend 3 days completely together... They gave me polish newspapers so I could read everything what was happend... now I know that Saddam Hussain has been killed!!! for me, not good idea, but what can i do...
W moim ostatnim poscie (nie w liscie :P) pisalem, ze znalazlem "w Oceanie" fantastycznych Polakow w Goa... i spedzilismy razem cale 3 dni... Dali mi troche polskich gazet,wiec nadrobilem zaleglosci w informacjach... teraz wiem, ze Sadama juz nie ma!!! dla mnie to byl nie dobry pomysl, no ale nie ja decydowalem...
I wanted to leave Goa on Saturday, 4th of February... on that day I said goodbay to all my Goan friends... and I went for my last night to my hotel... where... one worker told me that there is a letter for me on the post office???... :D My last day!!! I was there more than 2 months and if it comes one day later, I would miss it! but what it could be??? post office is closed on Sunday... so I had to wait until Monday... :D On Monday morning when I was going to Post Office... Motorbike has hit me!!! So I entered post office quite angry :P... where i realised that the box was opened by somebody before... and everywhere were dates of delivery with 03 of January not February!!! so I got more angry... and I changed the dates everywhere... and poor unguilty guy from post office had to listen all my angry shouts over there... but I received everything what I expected... (my books)... but after 1,5 months... I supposed read them in Goa... and I received them on the last day?!? :P Incredible India... (Now I know, why Indians use that motto in every embassy :P)
Chcialem opuscic Goa w sobote, 4 Lutego... tego dnia pozegnalem sie ze wszystkimi goanskimi znajomymi... i poszedlem na ostatnia noc do mojego hotelu... gdzie... jeden z pracownikow powiedzial mi, ze czeka na mnie list na poczcie???? :D To byl moj ostatni dzien!!! Bylem tam 2 miesiace i jak by doszedl dzien pozniej to juz bym go nie odebral!!! Poczta oczywiscie zamknieta w niedziele, wiec musialem poczekac do poniedzialku... :P w poniedzialek rano na poprawienie humoru przed sama poczta potraca mnie motor :P... wszedlem na poczte troszke nabuzowany... :D tam zauwazam, ze moja paczka byla otwierana, a wszelkie daty dostarczenia sa 03/01 a nie 03/02!!! wiec sie bardziej wqr... zdenerwowalem :P pozmienialem wszystkie daty recznie i biedny pan z poczty sie na sluchal paru "glosnych komentarzy"... na szczescie dostalem wszystkie wyslane ksiazki... ale po poltora miesiecznej pozdrozy...:P mialem je przeczytac w Goa... a dostalem je ostatniego dnia... :D?!? Incredible India... (Teraz wiem, dlaczego Hindusi uzywaja tego motta wszedzie :P)
From Goa I went to Hampi... on the train station found me one Izraeli girl who had 2 tickets and wanted to sell one... :D so we started to go together... :D... she was so crazy... she studies indian dance in Delhi and she used to live in Japan... when we left train station she made taxi driver sure to go to Hampi (15km) for 40INR (normal price 100INR)... and next we were looking more than 3 hours for room... and I felt happy again that I usually go without girls :D... hehe
Z Goa pojechalem do Hampi... na stacji zaczepia mnie dziewcze z Izraela, ktora ma 2 bilety, wiec chce odsprzedac jeden... wiec jedziemy razem... :P okazala sie zdrowo trzepnieta (pozytywnie :P)... Studiuje taniec indyjski w Delhi i mieszkala wczesniej w Japonii... kiedy wyszlismy ze stacji tak zakrecila taksowkarza, ze zawiozl nas do Hampi (15 km) za 40INR (normalna cena 100INR)... ale nastepnie szukalismy pokoju przez ponad 3H... znow docenilem to, ze przewaznie jezdze bez kobiet... :D... hehe
Hampi was amazing... a lot of temples, on a such big area... you can walk and walk... and there's no end... but everybody wants to trick on You... on the begining they wanted 10 INR vehicle fee?!?! when we said that rikshawman should pay, cause we have no vehicle... rikshawman said that's a trick... next I paid for entry to the temple, where the other gates where open...
Hampi okazalo sie niesamowite... pelno swiatyn na strasznie duzym terenie... mozna chodzic i chodzic i konca nie widac... ale kazdy chce Cie tu zrobic w bambusa... na poczatku chcieli 10 INR oplaty za pojazd?!?! ale jak powiedzielismyu, ze koles od rikszy placi, bo my nie mamy zadnego pojazdu... to nam dali spokoj, a gosc od rikszy powiedzizl, ze to taki trick na szybka kase dla lokalnych ludkow :D Nastepnie juz dalem sie wydoic... co prawda na 2 INR (15polskich groszy), ale nie lubie jak robi sie ze mnie idiote nawet na malych kwotach... tak wiec zaplacilem za wejscie do swiatynii, ktora z kazdej innej strony byla otwarta...
next I got to Bangalore... where I went to National Park (bus 365 from Central Bus Stand goes 1,5 hours there) and I saw tigers once again... i saw also lions and elephants... there is also zoo... where I could feed one elephant... when I was walking on one path in the zoo... suddenly I heard some elephants in my back... so i turned... and I saw few elephants running straight on me!!! so I left the road... thay passed me... and straight after them few indians were running with plancks of wood (probably they wanted to catch escaping elephants :P)
Incredible India
Nastepnie dostalem sie do Bangalore, gdzie pojechalem do Parku Narodowego (autobus 365 z dworca glownego jedzie 1,5H) tam widzialem znow tygrysy i jeszcze lwy i slonie... jest tez tam zoo... gdzie moglem karmic slonia!!!... kiedy tak sie przechadzalem po zoo nagle slysze slonie za mna... odwracam sie i widze jak biegna prosto na mnie!!! zszedlem z drogi... slonie pobiegly, a za nimi hindusi z kijami (penwie chcieli je zlapac, bo im uciekly :P)
Incredible India
Next I went to Mysore... where is beautiful colourful market and beautiful Maharaja palace... He had to be really rich guy, cause palace was really beautiful... Next I wanted to leave Mysore... but there are no tracks more to the south through mountains... So that was a good reason to hitch-hike again! but before that I decided to go up on the highest holy local hill ( 3500m.a.s.l)... by the holy 1000 stairs way... when I got it with my 30 kg backpack... I was feeling almost like a god... :D next I went down and started to hitchhike... of course that is easy in india... but lorrydrivers don't speak english nor hindi... just kannada language... and nobody hitchhikes here so thaey didn't know what i'm doing... and most of them thought that I got lost and I need to get to the nearest bus stand... so few times they left me on the small local bus stands instead of taking me further... :D and because of that I got to "Indian" India, where people don't see tourists... a lot of children attacked me with their simple english questions... What's your name, Where are you from etc... and they wanted to give me part of banana, coconut etc... :D
Nastepnie udalem sie do Mysoru... gdzie jest sliczny kolorowy bazar i piekny palac Maharadzy... Musial to byc dziany gosc, jak sobie taki palacyk strzelil... Jak sie okazalo z Mysoru na poludnie nie ma juz torow... bo jeszcze nie zbudowano... wiec postanowilemjechac autostopem... ale zanim wyruszylame w dalsza droge... postanowilem sie wspiac na lokalna najwyzsza swiata gorke ( 3500m.n.p.m) z moim 30kg plecakiem na szczycie poczulem sie prawie jak bog... ale moje lydki jak wata... nastepnie postanowilem sejsc i machac... autostop okazal sie latwy... ale kierowcy nie mowia tu ani po angielsku ani w hindi, tylko w kannada... wiec nie za bardzo dalo sie im wyjasnic idee autostopu... oni mysleli ze sie zgubilem i trzeba mnie dowiuezc na najblizszy dworzec autobusowy... :P na tych wszystkich wioskach poczulem prawdziwie indyjskie Indie...gdzie ludzie nie spotykaja turystow... dzieci oblepialy mnie dookola ze swoimi prostymi angielskimi pytaniami: what's your name, where are you from... itp... chcialy midawac kawalki bananow, kokosow itd... :P
Next day I reached kottayam, where famous Kerala Backwaters starts... When I got to kerala first time I reminded that somebody told me, that Kerala is just one place on our planet, where communism has been chosen by democratic voting people... and that's just one place on the earth where exists: communistic democracy... cause everywhere else democracy is capitalistic or communistic dictature... it looks quite funny... everywhere are sickles and hammers, red flags, some protests... :D In kottayam i wanted to get a ferry to allpuzha... in the port i found polish people nad when we got the ferry they told me that's probably polish ferry, and they showed me other polish group... and those were my friends from Goa!!! so I could go to them and change newspapers... :P last time I found them in the Ocean... and now on a boat... so it's going better :D hehe
nastepnego dnia docieram do kottayam... gdzie slynne Kerala Backwaters sie zaczynaja... Kiedy dotarlem do Kerali pierwszyraz, przypomnialo mi sie jak ktos mi powiedzial, ze Kerala to jedyne miejsce na naszejplanecie, gdzie komunizm zostal wybrany przez glosujacych demokratycznie ludzi... i to jedyne miejsce na ziemi, gdzie istnieje komunistyczna demokracja, a nie kapitalistyczna demokracja lub komunistyczna dyktatura jak gdzie indziej... wyglada to przezabawnie... czerwone sierpy i mloty wymalowane gdzieniegdzie, czerwone flagi, protesty :P W Kottayam chcialem zlapac lodke do Allapuzha... w porcie spotkalem Polakow i kiedy weszlismy na lodke oni mi mowia, ze to chyba polski prom i mi pokazuja nastepna grupke polskojezyczna... jak sie okazuje, to moi znajomi z Goa!!! wiec moglem wymienic gazety!!! :P ostanim razem znalazlem ich w Oceanie, a teraz na promie,wiec jest coraz lepiej... :D hehe
We spent another 3 days together and that was fantastic time... We spent 2 days in Varkala... where is beatiful coast and water is 30 degrees hot :D... there are waves 2 meters high... and we found fishermen village... where casual tourist don't come... during one evening oceanbath waves were casual 1,5-2 meters... there was completely dark... and we couldn't see one little tsunami 3M one coming... when the wave has come... i was lucky, i was on the deeper place so it hasn't hit me, but me friend got strong hit and she got not nice cut on her back. There were no more victims... :)
Spedzilismy razem nastepne 3 fantastyczne dni... W tym 2 dni w Warkali... gdzie jest piekne wybrzeze i woda 30 stopni :D norma sa fale 2 metrowe... do tego znalezlismy wioske rybacka, gdzie zwyczajni turysci nie docieraja... podczass jednej wieczornej kapieli fale mialy 1,5 metra... bylo kompletnie ciemno wiec nie moglismyzobaczyc malego 3 metrowego tsunami, ktore zblizalo sie wielkimi krokami... kiedy dotarlo, mialem szczescie, bylem na glebszej wodzie, wiec mnie tylko unioslo do gory, ale nie uderzylo, ale Marta, na ktora sie fala zawalila zostala mocno poturbowana i zyskala spora rane na plecach... Nie bylo wiecej ofiar... :)
I wanted to say BIIIIG THANK YOU to Maciek, Marta and Kasia for amazing time spent together!!!
Chcialem jeszcze mocno PODZIEKOWAC Mackowi, Marcie i Kasi za wspanialy czas spedzony razem!!!
After Varkala I went to Kanniyakumari through Tiruvananthapuram (I like that name :P)...
Kanniyakumari that's India's END... like polish Hel... that's the southest point of Indian subcontinent (without Andamans and Nicobar islands)... after Kanniyakummari I got Madurai... where am I at the moment... I saw large magic Sri Meenakshi Temple... it was amazing!!! I'm happy that after Kanniyakumari I cannot go further south... cause temperature is kiling me!!! 25 degrees during the night... 30-35 during the day in the shadow... and 50 in the sun... and that's winter here!!! I can't imagine summer (with waterfall from the sky called the Monsoon)... :D but I'm going further north... should be better... :D
Po Warkali dotarlem Kannijakumari przez Tiruvananthapuram (kocham te nazwe :P)...
Kannijakumari to jest taki koniec Indii... jak polski Hel... jest to najbardziej na poludnie wysunietykawalek subkontynentu (pomijajac Nikobary)... po Kannijakumari dotarlem do Maduraju, gdzie jestem tereaz... Widzialem wialka magiczna swiatynie Sri Miinakszi... cos fantastycznego... Ciesze sie, ze po Kannijakumari nie moge jechac juz dalej na poludnie, bo temperatura mnie tu dobija :P!!! 25 stopni w nocy... 30-35 w dzien w cieniu... i 50 w sloncu... i to jest zima...!!! Ciekawe jak wyglada lato... (poza sciana wody z nieba zwana monsunem)... :D ale jade na poludnie... powinno byc coraz lepiej... :P
Sorry for not responsing for emails... but now i'm on the way... so i have no too much time for responses... and it ain't gonna change until i reach Nepal... so be patient... :D if you write short mail to me and you won't touch philosophical level (which abuses my mind :) ), there is higher possibility to get response faster... :P sorry for that... :D I don't see better solution :P
Sorki za nie odpowiadania na emaile... ale teraz znow jestem w drodze... wiec nie bedzie na to zbyt duzo czasu... i do Nepalu sie to pewnie nie zmieni... badzcie cierpliwi... :D jesli napiszecie krotki mail do mnie i nie wstapicie na poziom filozoficzny (zmuszajacy mnie do myslenia, zanim odpowiem), jest wieksza szansa, ze szybciej odpowiem... :P Sorki za to... :D Inaczej sie nie da... :P
I invite You on my blog... there is usually more information than here...
Zapraszam na moj blog... zazwyczaj jest tam wiecej informacji niz tu...
http://www.hitchhiketheworld.blogspot.com
Quotes/Cytaty:
Mumbai: Do not pass urine here!/Nie lac tu uryny (moczu)!
Bangalore: Do not wash your hands in a plate!/Nie myc rak w talerzu!
Bangalore National Park: Do not feed animals with plastic!/Nie karmic zwierzat plastikiem!
Subscribe to:
Posts (Atom)